Z dnia na dzień czuł się coraz lepiej. Noga i ręka powoli się zrastały. Najchętniej już teraz by wyszedł ze szpitala. Ale lekarz się na to nie zgadzał. A do tego jeszcze ta oddziałowa, Anne. Jakiego on miał pecha. Czemu akurat zabrali go do tego szpitala? Z drugiej strony zganił siebie za to, że nie może powiedzieć dziewczynie prosto w oczy żeby sobie darowała. Ale jak można coś takiego powiedzieć ślicznej dziewczynie? Wszystko się w nim kłóciło. Ta lepsza strona z tą gorszą.
- Cześć - przywitała go Bethi stając w drzwiach
- Cześć - odrzekł - Czemu nie wchodzisz do środka?
- Przepraszam, ale nie mogłam spełnić twojej prośby - powiedziała otwierając drzwi
Za nimi stała Monica. Patrzyła na niego ze złością. Teraz zaczął się zastanawiać czy dobrze zrobił, prosząc siostrę żeby nic jej nie mówiła. Dziewczyna weszła do środka. Bethi natomiast wyszła, zamykając za sobą drzwi. Moni podeszła do niego szybko i z całej siły uderzyła go w lewe ramię. Od razu krzyknął.
- Przepraszam - powiedziała z przykrością w głosie - Nie chciałam tak mocno.
- Nic się nie stało - odrzekł rozcierając ramię
- Nawet nie wiesz, jak się o ciebie martwiłam - wyznała dziewczyna - Czemu nie chciałeś mnie widzieć? A może żałujesz tego co się stało?
- Nie to nie tak - wyjaśnił Mich - Po prostu nie chciałem żebyś mnie oglądała w takim stanie. Po co tobie kolejne zmartwienia. Masz ich wystarczającą ilość.
- Ty głupku - warknęła dotykając jego dłoni i lekko ją ściskając - Martwiłam się z przez to jeszcze bardziej. Nawet nie potrafisz sobie wyobrazić co czułam oglądając w wiadomościach relacje z tego pożaru...
Monica drżącymi rękoma zakryła twarz. Starała się zapanować nad płaczem. Michael delikatnie dotknął jej ramienia. Dziewczyna spojrzała na niego ocierając łzę. Od razu go przytuliła. Cieszyła się, że nic mu nie jest. Że jest cały i zdrowy. Tak bardzo się o niego bała. Bała się tego, że już nigdy go nie przytuli.
- Przepraszam za wszystko - wyszeptała - Byłam taka głupia i samolubna. Wiem, że byś mnie nie skrzywdził. Ty taki nie jesteś.
Chciała mu coś jeszcze powiedzieć lecz do sali wszedł ktoś jeszcze. Szybko się od niego oderwała i spojrzała się na gościa. W środku znalazła się siostra oddziałowa. Mich zaklął w duchu. Musi z tym w końcu zrobić porządek. Anne zmierzyła mało przyjaznym wzrokiem dziewczynę.
- Witam siostrę - powiedziała Moni z uśmiechem - Dawno pani nie widziałam. Mam nadzieję, że Michael nie sprawia pani problemów.
- Zachowuje się przyzwoicie - wyznała kobieta szorstko - Przykro mi ale musi pani wyjść z sali. Pora odwiedzin już się kończy.
- Już wychodzę - odrzekła dziewczyna - Przyjdę jutro Mich, dobrze?
- Oczywiście - zgodził się chłopak - Uważaj na siebie, gdy będziesz wracać.
- Nie jestem małym dzieckiem - żachnęła się Monica - Do jutra.
Żegnając się, przytuliła go jeszcze raz. Anne wszystko to obserwowała. Tak bardzo jej zazdrościła. W myślach zastanawiała się, czy rzeczywiście są tylko wpółlokatorami. Monica wyszła po chwili. Michael spojrzał na nią.
- Przyszłam sprawdzić, jak się czujesz - wyznała, podchodząc
- Nie musisz tak często tutaj zaglądać - powiedział spokojnie Mich
- A może przychodzę tutaj tak często bo cię lubię? - zapytała Anne - I to chyba aż za bardzo...
- Proszę przestań - przerwał jej w pół zdania - Lubie ciebie jako koleżankę. Ale nie chce żebyś miała nadzieję, że coś między nami będzie kiedykolwiek.
- To przez nią? - zapytała się siostra
- Przez kogo? - Mich nie wiedział o kogo właściwie chodzi
- Przez Monice - powiedziała drżącym głosem - Jest kimś więcej niż tylko współlokatorką? Prawda?
- A to już nie twoja prawda - wyznał - Nie muszę się tobie tłumaczyć z kim się spotykam. Bardzo cię proszę żebyś nie przychodziła tutaj bez potrzeby.
- Wiesz przecież lepiej - warknęła
Miała ochotę mu przyłożyć. Ale opanowała się w porę. Nie wolno jej było bić pacjentów. Odwróciła się do niego plecami i unosząc głowę wyszła z sali. Postanowiła, że od teraz do tej sali będzie wchodziła jedna z jej pielęgniarek. Nie pozwoli się więcej poniżać.
Michael zrobił głęboki wdech. Mógł to jej powiedzieć w inny sposób. Ale pewnie by nie zrozumiała. Teraz już miał z głowy tą ciężką rozmowę. Teraz mógł całą swoją uwagę zwrócić na Monice. Zastanawiał się również, jak czuje się ta kobieta z dzieckiem. Przed wyjściem ze szpitala poprosi siostrę żeby podała mu adres jej. Z tego co obiecywał mu Ordynator to miał wyjść już za dwa dni. Ale najpierw chcieli mu zrobić kontrolne badania. Czekał więc go ciężkie dni.
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Tak jak powiedział Ordynator, dostał wypis dwa dni później. Tym razem to Monica przyszła po niego. Czekała na niego na korytarzu. Wzięła go pod ramię i już chciał iść w stronę wyjścia, gdy on się nagle zatrzymał.
- Coś nie tak? - zapytała się
- Zapomniałem, że miałem się zapytać jakieś pielęgniarki, jak się czuje ta kobieta z dzieckiem - wyznał Mich - Poczekasz na mnie chwilę?
- Jaka znowu kobieta z dzieckiem? - zapytała się Monica
- No ta, którą wyciągałem z tego płonącego domu - wyjaśnił chłopak - Pamiętam tylko że jak ją wyciągałem to strop na mnie spadł. Bethi mówiła, że z nią wszystko dobrze. Ale wiesz chce się osobiście dowiedzieć czy z dzieckiem też wszystko ok.
- Och Mich - jęknęła Moni - Ale przecież ona zginęła w tych gruzach.
- Nie to nie możliwe - wyszeptał Michael
- Przykro mi - powiedziała delikatnie dotykając jego ramienia - Tak z czasem już jest...
- A co z dzieckiem? - przerwał jej chłopak
- Czeka ponoć aż zjawi się ktoś z rodziny - odrzekła dziewczyna
- Możemy je zobaczyć? - zapytał - Chociaż chwilkę.
- Dobrze - zgodziła się - Tylko poczekaj tutaj, zapytam się siostry, gdzie teraz jest.
Mich lekko się uśmiechnął. Monica usadziła go na krześle w poczekalni i sama poszła poszukać jakieś siostry. Michael musiał przyznać, że wiele to dla niego znaczyło. Dziewczyna wróciła po chwili. Ze sobą miła młodą siostrę. Kobieta zaprowadziła ich do sali dla dzieci. Następnie wskazała jedno łóżeczko. Mich przyjrzał się bardziej dziecku. Była to dziewczynka. Do tej pory nie zdawał sobie sprawy kogo zdołał ocalić. Dziecko było śliczne. Niczym mały aniołek. Jej blond loczki sięgały do ramion. A buźka promieniała w uśmiechu. Bawiła się białym misiem. Miła może z dwa latka. Serce się mu ścisnęło na samą myśl, że nie zdołał uratować jej matki. Obiecał sobie, że zrobi wszystko żeby to dziecko było szczęśliwe. Monica dotknęła jego prawej ręki i się w nią wtulimy. Uśmiechnęła się do niego, jakby wiedziała co zamierza zrobić. Przytulając się do niego, dała znak, że jest z nim i pomoże mu we wszystkim.
- Cześć - przywitała go Bethi stając w drzwiach
- Cześć - odrzekł - Czemu nie wchodzisz do środka?
- Przepraszam, ale nie mogłam spełnić twojej prośby - powiedziała otwierając drzwi
Za nimi stała Monica. Patrzyła na niego ze złością. Teraz zaczął się zastanawiać czy dobrze zrobił, prosząc siostrę żeby nic jej nie mówiła. Dziewczyna weszła do środka. Bethi natomiast wyszła, zamykając za sobą drzwi. Moni podeszła do niego szybko i z całej siły uderzyła go w lewe ramię. Od razu krzyknął.
- Przepraszam - powiedziała z przykrością w głosie - Nie chciałam tak mocno.
- Nic się nie stało - odrzekł rozcierając ramię
- Nawet nie wiesz, jak się o ciebie martwiłam - wyznała dziewczyna - Czemu nie chciałeś mnie widzieć? A może żałujesz tego co się stało?
- Nie to nie tak - wyjaśnił Mich - Po prostu nie chciałem żebyś mnie oglądała w takim stanie. Po co tobie kolejne zmartwienia. Masz ich wystarczającą ilość.
- Ty głupku - warknęła dotykając jego dłoni i lekko ją ściskając - Martwiłam się z przez to jeszcze bardziej. Nawet nie potrafisz sobie wyobrazić co czułam oglądając w wiadomościach relacje z tego pożaru...
Monica drżącymi rękoma zakryła twarz. Starała się zapanować nad płaczem. Michael delikatnie dotknął jej ramienia. Dziewczyna spojrzała na niego ocierając łzę. Od razu go przytuliła. Cieszyła się, że nic mu nie jest. Że jest cały i zdrowy. Tak bardzo się o niego bała. Bała się tego, że już nigdy go nie przytuli.
- Przepraszam za wszystko - wyszeptała - Byłam taka głupia i samolubna. Wiem, że byś mnie nie skrzywdził. Ty taki nie jesteś.
Chciała mu coś jeszcze powiedzieć lecz do sali wszedł ktoś jeszcze. Szybko się od niego oderwała i spojrzała się na gościa. W środku znalazła się siostra oddziałowa. Mich zaklął w duchu. Musi z tym w końcu zrobić porządek. Anne zmierzyła mało przyjaznym wzrokiem dziewczynę.
- Witam siostrę - powiedziała Moni z uśmiechem - Dawno pani nie widziałam. Mam nadzieję, że Michael nie sprawia pani problemów.
- Zachowuje się przyzwoicie - wyznała kobieta szorstko - Przykro mi ale musi pani wyjść z sali. Pora odwiedzin już się kończy.
- Już wychodzę - odrzekła dziewczyna - Przyjdę jutro Mich, dobrze?
- Oczywiście - zgodził się chłopak - Uważaj na siebie, gdy będziesz wracać.
- Nie jestem małym dzieckiem - żachnęła się Monica - Do jutra.
Żegnając się, przytuliła go jeszcze raz. Anne wszystko to obserwowała. Tak bardzo jej zazdrościła. W myślach zastanawiała się, czy rzeczywiście są tylko wpółlokatorami. Monica wyszła po chwili. Michael spojrzał na nią.
- Przyszłam sprawdzić, jak się czujesz - wyznała, podchodząc
- Nie musisz tak często tutaj zaglądać - powiedział spokojnie Mich
- A może przychodzę tutaj tak często bo cię lubię? - zapytała Anne - I to chyba aż za bardzo...
- Proszę przestań - przerwał jej w pół zdania - Lubie ciebie jako koleżankę. Ale nie chce żebyś miała nadzieję, że coś między nami będzie kiedykolwiek.
- To przez nią? - zapytała się siostra
- Przez kogo? - Mich nie wiedział o kogo właściwie chodzi
- Przez Monice - powiedziała drżącym głosem - Jest kimś więcej niż tylko współlokatorką? Prawda?
- A to już nie twoja prawda - wyznał - Nie muszę się tobie tłumaczyć z kim się spotykam. Bardzo cię proszę żebyś nie przychodziła tutaj bez potrzeby.
- Wiesz przecież lepiej - warknęła
Miała ochotę mu przyłożyć. Ale opanowała się w porę. Nie wolno jej było bić pacjentów. Odwróciła się do niego plecami i unosząc głowę wyszła z sali. Postanowiła, że od teraz do tej sali będzie wchodziła jedna z jej pielęgniarek. Nie pozwoli się więcej poniżać.
Michael zrobił głęboki wdech. Mógł to jej powiedzieć w inny sposób. Ale pewnie by nie zrozumiała. Teraz już miał z głowy tą ciężką rozmowę. Teraz mógł całą swoją uwagę zwrócić na Monice. Zastanawiał się również, jak czuje się ta kobieta z dzieckiem. Przed wyjściem ze szpitala poprosi siostrę żeby podała mu adres jej. Z tego co obiecywał mu Ordynator to miał wyjść już za dwa dni. Ale najpierw chcieli mu zrobić kontrolne badania. Czekał więc go ciężkie dni.
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Tak jak powiedział Ordynator, dostał wypis dwa dni później. Tym razem to Monica przyszła po niego. Czekała na niego na korytarzu. Wzięła go pod ramię i już chciał iść w stronę wyjścia, gdy on się nagle zatrzymał.
- Coś nie tak? - zapytała się
- Zapomniałem, że miałem się zapytać jakieś pielęgniarki, jak się czuje ta kobieta z dzieckiem - wyznał Mich - Poczekasz na mnie chwilę?
- Jaka znowu kobieta z dzieckiem? - zapytała się Monica
- No ta, którą wyciągałem z tego płonącego domu - wyjaśnił chłopak - Pamiętam tylko że jak ją wyciągałem to strop na mnie spadł. Bethi mówiła, że z nią wszystko dobrze. Ale wiesz chce się osobiście dowiedzieć czy z dzieckiem też wszystko ok.
- Och Mich - jęknęła Moni - Ale przecież ona zginęła w tych gruzach.
- Nie to nie możliwe - wyszeptał Michael
- Przykro mi - powiedziała delikatnie dotykając jego ramienia - Tak z czasem już jest...
- A co z dzieckiem? - przerwał jej chłopak
- Czeka ponoć aż zjawi się ktoś z rodziny - odrzekła dziewczyna
- Możemy je zobaczyć? - zapytał - Chociaż chwilkę.
- Dobrze - zgodziła się - Tylko poczekaj tutaj, zapytam się siostry, gdzie teraz jest.
Mich lekko się uśmiechnął. Monica usadziła go na krześle w poczekalni i sama poszła poszukać jakieś siostry. Michael musiał przyznać, że wiele to dla niego znaczyło. Dziewczyna wróciła po chwili. Ze sobą miła młodą siostrę. Kobieta zaprowadziła ich do sali dla dzieci. Następnie wskazała jedno łóżeczko. Mich przyjrzał się bardziej dziecku. Była to dziewczynka. Do tej pory nie zdawał sobie sprawy kogo zdołał ocalić. Dziecko było śliczne. Niczym mały aniołek. Jej blond loczki sięgały do ramion. A buźka promieniała w uśmiechu. Bawiła się białym misiem. Miła może z dwa latka. Serce się mu ścisnęło na samą myśl, że nie zdołał uratować jej matki. Obiecał sobie, że zrobi wszystko żeby to dziecko było szczęśliwe. Monica dotknęła jego prawej ręki i się w nią wtulimy. Uśmiechnęła się do niego, jakby wiedziała co zamierza zrobić. Przytulając się do niego, dała znak, że jest z nim i pomoże mu we wszystkim.