tyle raz mój blog był odwiedzany

sobota, 24 września 2011

Rozdział 8

             Z dnia na dzień czuł się coraz lepiej. Noga i ręka powoli się zrastały. Najchętniej już teraz by wyszedł ze szpitala. Ale lekarz się na to nie zgadzał. A do tego jeszcze ta oddziałowa, Anne. Jakiego on miał pecha. Czemu akurat zabrali go do tego szpitala? Z drugiej strony zganił siebie za to, że nie może powiedzieć dziewczynie prosto w oczy żeby sobie darowała. Ale jak można coś takiego powiedzieć ślicznej dziewczynie? Wszystko się w nim kłóciło. Ta lepsza strona z tą gorszą.
- Cześć - przywitała go Bethi stając w drzwiach
- Cześć - odrzekł - Czemu nie wchodzisz do środka?
- Przepraszam, ale nie mogłam spełnić twojej prośby - powiedziała otwierając drzwi
            Za nimi stała Monica. Patrzyła na niego ze złością. Teraz zaczął się zastanawiać czy dobrze zrobił, prosząc siostrę żeby nic jej nie mówiła. Dziewczyna weszła do środka. Bethi natomiast wyszła, zamykając za sobą drzwi. Moni podeszła do niego szybko i z całej siły uderzyła go w lewe ramię. Od razu krzyknął.
- Przepraszam - powiedziała z przykrością w głosie - Nie chciałam tak mocno.
- Nic się nie stało - odrzekł rozcierając ramię
- Nawet nie wiesz, jak się o ciebie martwiłam - wyznała dziewczyna - Czemu nie chciałeś mnie widzieć? A może żałujesz tego co się stało?
- Nie to nie tak - wyjaśnił Mich - Po prostu nie chciałem żebyś mnie oglądała w takim stanie. Po co tobie kolejne zmartwienia. Masz ich wystarczającą ilość.
- Ty głupku - warknęła dotykając jego dłoni i lekko ją ściskając - Martwiłam się z przez to jeszcze bardziej. Nawet nie potrafisz sobie wyobrazić co czułam oglądając w wiadomościach relacje z tego pożaru...
            Monica drżącymi rękoma zakryła twarz. Starała się zapanować nad płaczem. Michael delikatnie dotknął jej ramienia. Dziewczyna spojrzała na niego ocierając łzę. Od razu go przytuliła. Cieszyła się, że nic mu nie jest. Że jest cały i zdrowy. Tak bardzo się o niego bała. Bała się tego, że już nigdy go nie przytuli.
- Przepraszam za wszystko - wyszeptała - Byłam taka głupia i samolubna. Wiem, że byś mnie nie skrzywdził. Ty taki nie jesteś.
              Chciała mu coś jeszcze powiedzieć lecz do sali wszedł ktoś jeszcze. Szybko się od niego oderwała i spojrzała się na gościa. W środku znalazła się siostra oddziałowa. Mich zaklął w duchu. Musi z tym w końcu zrobić porządek. Anne zmierzyła mało przyjaznym wzrokiem dziewczynę.
- Witam siostrę - powiedziała Moni z uśmiechem - Dawno pani nie widziałam. Mam nadzieję, że Michael nie sprawia pani problemów.
- Zachowuje się przyzwoicie - wyznała kobieta szorstko - Przykro mi ale musi pani wyjść z sali. Pora odwiedzin już się kończy.
- Już wychodzę - odrzekła dziewczyna - Przyjdę jutro Mich, dobrze?
- Oczywiście - zgodził się chłopak - Uważaj na siebie, gdy będziesz wracać.
- Nie jestem małym dzieckiem - żachnęła się Monica - Do jutra.
           Żegnając się, przytuliła go jeszcze raz. Anne wszystko to obserwowała. Tak bardzo jej zazdrościła. W myślach zastanawiała się, czy rzeczywiście są tylko wpółlokatorami. Monica wyszła po chwili. Michael spojrzał na nią.
- Przyszłam sprawdzić, jak się czujesz - wyznała, podchodząc
- Nie musisz tak często tutaj zaglądać - powiedział spokojnie Mich
- A może przychodzę tutaj tak często bo cię lubię? - zapytała Anne - I to chyba aż za bardzo...
- Proszę przestań - przerwał jej w pół zdania - Lubie ciebie jako koleżankę. Ale nie chce żebyś miała nadzieję, że coś między nami będzie kiedykolwiek.
- To przez nią? - zapytała się siostra
- Przez kogo? - Mich nie wiedział o kogo właściwie chodzi
- Przez Monice - powiedziała drżącym głosem - Jest kimś więcej niż tylko współlokatorką? Prawda?
- A to już nie twoja prawda - wyznał - Nie muszę się tobie tłumaczyć z kim się spotykam. Bardzo cię proszę żebyś nie przychodziła tutaj bez potrzeby.
- Wiesz przecież lepiej - warknęła
                Miała ochotę mu przyłożyć. Ale opanowała się w porę. Nie wolno jej było bić pacjentów. Odwróciła się do niego plecami i unosząc głowę wyszła z sali. Postanowiła, że od teraz do tej sali będzie wchodziła jedna z jej pielęgniarek. Nie pozwoli się więcej poniżać.
              Michael zrobił głęboki wdech. Mógł to jej powiedzieć w inny sposób. Ale pewnie by nie zrozumiała. Teraz już miał z głowy tą ciężką rozmowę. Teraz mógł całą swoją uwagę zwrócić na Monice. Zastanawiał się również, jak czuje się ta kobieta z dzieckiem. Przed wyjściem ze szpitala poprosi siostrę żeby podała mu adres jej. Z tego co obiecywał mu Ordynator to miał wyjść już za dwa dni. Ale najpierw chcieli mu zrobić kontrolne badania. Czekał więc go ciężkie dni.
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
            Tak jak powiedział Ordynator, dostał wypis dwa dni później. Tym razem to Monica przyszła po niego. Czekała na niego na korytarzu. Wzięła go pod ramię i już chciał iść w stronę wyjścia, gdy on się nagle zatrzymał.
- Coś nie tak? - zapytała się
- Zapomniałem, że miałem się zapytać jakieś pielęgniarki, jak się czuje ta kobieta z dzieckiem - wyznał Mich - Poczekasz na mnie chwilę?
- Jaka znowu kobieta z dzieckiem? - zapytała się Monica
- No ta, którą wyciągałem z tego płonącego domu - wyjaśnił chłopak - Pamiętam tylko że jak ją wyciągałem to strop na mnie spadł. Bethi mówiła, że z nią wszystko dobrze. Ale wiesz chce się osobiście dowiedzieć czy z dzieckiem też wszystko ok.
- Och Mich - jęknęła Moni - Ale przecież ona zginęła w tych gruzach.
- Nie to nie możliwe - wyszeptał Michael
- Przykro mi - powiedziała delikatnie dotykając jego ramienia - Tak z czasem już jest...
- A co z dzieckiem? - przerwał jej chłopak
- Czeka ponoć aż zjawi się ktoś z rodziny - odrzekła dziewczyna
- Możemy je zobaczyć? - zapytał - Chociaż chwilkę.
- Dobrze - zgodziła się - Tylko poczekaj tutaj, zapytam się siostry, gdzie teraz jest.
                   Mich lekko się uśmiechnął. Monica usadziła go na krześle w poczekalni i sama poszła poszukać jakieś siostry. Michael musiał przyznać, że wiele to dla niego znaczyło. Dziewczyna wróciła po chwili. Ze sobą miła młodą siostrę. Kobieta zaprowadziła ich do sali dla dzieci. Następnie wskazała jedno łóżeczko. Mich przyjrzał się bardziej dziecku. Była to dziewczynka. Do tej pory nie zdawał sobie sprawy kogo zdołał ocalić. Dziecko było śliczne. Niczym mały aniołek. Jej blond loczki sięgały do ramion. A buźka promieniała w uśmiechu. Bawiła się białym misiem. Miła może z dwa latka. Serce się mu ścisnęło na samą myśl, że nie zdołał uratować jej matki. Obiecał sobie, że zrobi wszystko żeby to dziecko było szczęśliwe. Monica dotknęła jego prawej ręki i się w nią wtulimy. Uśmiechnęła się do niego, jakby wiedziała co zamierza zrobić. Przytulając się do niego, dała znak, że jest z nim i pomoże mu we wszystkim.

sobota, 3 września 2011

Rozdział 7

              Po wyjściu Micha do pracy, została sama. Była na siebie wściekła. Nic nie pamiętała. Doskonale wiedziała, że to była też jej wina, to co się stało. Wstała z łóżka, ubrała się i zaczęła sprzątać. Miała dzisiaj umówioną wizytę u psychiatry. Musiała na nią iść. Może on by na to coś poradził. Kiedy w domu panował już porządek, zrobiła sobie śniadanie. Następnie punktualnie o pierwszej trzydzieści wyszła z domu. Powolnym krokiem ruszyła przed siebie. Przyglądała się innym ludziom. Jedni byli uśmiechnięci, inni wściekli. Po ich twarzach można było rozpoznać wszelkie emocje. Ciekawiło ją czy na jej buzi również wszystko jest wypisane. Spuściła nisko głowę żeby nikt niczego nie mógł wyczytać. Do psychologa dotarła krótko po drugiej. Nie zdawała sobie sprawy, że jest aż tak spóźniona. W gabinecie przywitała ją miła starsza kobieta. Kazała jej wygodnie usiąść. Rozmawiały o jej dzieciństwie. Co było w nim takiego co by chciała żeby wróciło i powtórzyło się ponownie. Po wyjściu czuła się lepiej. Potrafiła uporać się z częścią swoich problemów. Dobre i tyle. Powoli ruszyła do domu. Po drodze zrobiła zakupy. Kupiła świerze warzywa oraz dokupiła pieczywo. Oglądała również wystawy.  W mieszkaniu znalazła się grupo po osiemnastej. Nikogo w nim nie było. Aż się zdziwiła. Michael dawno powinien być już w domu. Włączyła telewizor. Akurat leciały wiadomości. Wsłuchała się w głos dziennikarza i zaczęła robić kolacje. Z wiadomości dowiedziała się, że w ich mieście wybuchł pożar. Zginęło w nim około pięciu ludzi w tym jeden strażak a jeden został poważnie ranny. Biedni ludzie - pomyślała Monica. Nagle zamarła. W wywiadzie wziął udział zastępca Micha. Czyli jego jednostka brała udział w gaszeniu pożaru. Ale dlaczego Mich nie udzielał wywiadu? Przecież to on był komendantem. Nieświadonie, oglądając wiadomości, nóż zsunął się jej z obieranych warzyw i przeciął jej palec. Cholera jasna - zaklęła w duchu. Odrzuciła go do zlewu. Biegiem pobiegła do łazienki po apteczkę. Drżącymi rękoma wyciągnęła wodę utlenioną oraz plaster. Dokładnie obmyła ranę i założyła plaster. Następnie chwyciła za komórkę i wykręciła numer do Micha. Po mieszkaniu rozbrzmiał dźwięk telefonu chłopaka. Chyba musiał zostawić go przez przypadek w domu. Pośpiesznie wykręciła numer do jednostki. Nikt nie odbierał. Zaklęła pod nosem. Usiadła w salonie i gapiła się w pokazywane w wiadomościach urywki z akcji gaśniczej. Miała nadzieję, że nic mu się jednak nie stało...
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
              Czuł się dziwnie. Nie mógł poruszyć żadnym mięśniem. Pod sobą czuł coś miękkiego a na twarzy chyba maskę tlenową. Skupił się na odzyskiwaniu władzy na zmysłami. Chyba się przemieszczał. Lekko rozchylił powieki. Rozejrzał się dookoła. Znajdował się w karetce. Panował w niej harmider. Nagle przypomniał sobie dlaczego właściwie się w niej znalazł. Powoli drżącymi rękoma zdjął maskę tlenową. Siedzący przy nim sanitariusz zauważył to i szybko wsadził mu ją z powrotem.
- Proszę jej nie ściągać - poprosił
- Co z kobietą? - zapytał słabo
- Proszę się teraz o nią nie martwić - powiedział spokojnie mężczyzna - Dobrze się pan czuje?
- Słabo mi - wycharczał
             Sanitariusz podał coś mu do wenflonu. Pomogło to mu w oddychaniu. Ale mimo wszystko ciągle coś drapało go w gardle. Piekła go również ręka. Starał się na nią spojrzeć i sprawdzić co z nią jest. Ale była przykryta. Poczuł w niej również dziwne mrowienie. Nie miał siły zastanawiać się nad tym. Czuł jak oczy się mu zamykają i powoli traci przytomność.
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
            Bethi od razu po dostaniu telefonu z komendy, pojechała do szpitala. W między czasie zadzwoniła do Monic. Ale dziewczyna nie odebrała telefonu.Miała go wyłączone. Zadzwoni do niej później. Teraz najważniejszy była dla niej brat. Powinien już być w szpitalu. Ten jego zawód. Przeklinała go pod nosem. Czemu nie wybrał czegoś bardziej bezpiecznego? Modliła się w duchu żeby nic mu się poważnego nie stało. W zwariowanym tempie wjechała na parking przy szpitalu. Niczym huragan wpadła do oddziału ratunkowego. Było w nim sporo ludzi. Podeszła do recepcji.
- Dzień dobry - przywitała sekretarkę - Przywieziono tutaj przed chwilką mojego brata.
- Rozumiem - odrzekła kobieta - A jak brat się nazywa?
- Michael Nordson - powiedziała Bethi starając się wyrównać oddech, wciąż była zdenerwowana.
- Został już przewieziony do zwykłej sali - wyznała sekretarka - Musi pani wjechać na drugie piętro. Będzie to sala sto osiem.
- Dziękuję pani za pomoc - podziękowała Beth i od razu pożegnała kobietę
             Szybkim krokiem przeszła przez korytarz. Dostała się do schodów i weszła na drugie piętro. Zdezorientowana rozglądała się za właściwą salą.
- Jest - wymamrotała cicho
             Najpierw powoli weszła do środka. Chciała się upewnić, że weszła do właściwej. Mich leżał na łóżku z zamkniętymi oczami. Twarz miał całą podrapaną. Lewą rękę i nogę miał chyba nawet złamaną. Do prawej ręki miał podłączoną kroplówkę, a do piersi jakieś przysadki podłączone do monitora chyba EKG. Nie znała się na tych urządzeniach. Cicho weszła dalej i usiadła przy łóżku. Delikatnie dotknęła jego dłoni. Raptownie otworzył oczy. Zrobił to tak szybko, że aż prawie spadła z krzesła.
- Co tu robisz? - zapytał się w pełni świadomy
- Jak to co? - zapytała ze wściekłością - Przyjechałam, bo mówili, że coś na ciebie spadło podczas akcji. Nawet nie wiesz, jak się wystraszyłam.
- Nic mi nie jest - wyznał - Mogłabyś się dowiedzieć co z dzieckiem, które wyniosłem z tego domu? I co z tą kobietą, którą niosłem? Nic mi nie chcą powiedzieć. A chce wiedzieć czy dobrze się czują.
- Dobrze - zgodziła się Bethi, przełykając olbrzymią gulę w gardle. Doskonale wiedziała co się stało z tą kobietą. Ale nie chciała na razie nic mu mówić - Z tego co wiem to chyba dziecko dobrze się ma. Ale o kobietę mogę się zapytać, tylko mogą mi nie powiedzieć, bo nie jestem z rodziny.
- Rozumiem - powiedział powoli Mich - A i proszę powiedź Moni, że wszystko jest dobrze. Ale nie chce żeby tutaj przyjeżdżała.
- Pokłóciliście się? - zapytała niepewnie Beth
- Nie ważne - rzekł - Zrób tak jak proszę.
               Siostra zgodziła się. Nie miała innego wyjścia. Tak będzie dla niego i Monice lepiej?- pomyślał Mich. Odpoczną od siebie i dadzą sobie czas. Może wtedy zrozumieją czego chcą od życia. Nie mówił siostrze całej prawdy. Nie czuł się dobrze. Wszystko go bolało. Czuł się tak, jakby przed chwilą przeszedł przez magiel. Ale nie potrafił teraz myśleć o sobie. Musiał za wszelką cenę dowiedzieć się co z tą dwójką. Był po niekąd za nich odpowiedzialny.