Po wyjściu Micha do pracy, została sama. Była na siebie wściekła. Nic nie pamiętała. Doskonale wiedziała, że to była też jej wina, to co się stało. Wstała z łóżka, ubrała się i zaczęła sprzątać. Miała dzisiaj umówioną wizytę u psychiatry. Musiała na nią iść. Może on by na to coś poradził. Kiedy w domu panował już porządek, zrobiła sobie śniadanie. Następnie punktualnie o pierwszej trzydzieści wyszła z domu. Powolnym krokiem ruszyła przed siebie. Przyglądała się innym ludziom. Jedni byli uśmiechnięci, inni wściekli. Po ich twarzach można było rozpoznać wszelkie emocje. Ciekawiło ją czy na jej buzi również wszystko jest wypisane. Spuściła nisko głowę żeby nikt niczego nie mógł wyczytać. Do psychologa dotarła krótko po drugiej. Nie zdawała sobie sprawy, że jest aż tak spóźniona. W gabinecie przywitała ją miła starsza kobieta. Kazała jej wygodnie usiąść. Rozmawiały o jej dzieciństwie. Co było w nim takiego co by chciała żeby wróciło i powtórzyło się ponownie. Po wyjściu czuła się lepiej. Potrafiła uporać się z częścią swoich problemów. Dobre i tyle. Powoli ruszyła do domu. Po drodze zrobiła zakupy. Kupiła świerze warzywa oraz dokupiła pieczywo. Oglądała również wystawy. W mieszkaniu znalazła się grupo po osiemnastej. Nikogo w nim nie było. Aż się zdziwiła. Michael dawno powinien być już w domu. Włączyła telewizor. Akurat leciały wiadomości. Wsłuchała się w głos dziennikarza i zaczęła robić kolacje. Z wiadomości dowiedziała się, że w ich mieście wybuchł pożar. Zginęło w nim około pięciu ludzi w tym jeden strażak a jeden został poważnie ranny. Biedni ludzie - pomyślała Monica. Nagle zamarła. W wywiadzie wziął udział zastępca Micha. Czyli jego jednostka brała udział w gaszeniu pożaru. Ale dlaczego Mich nie udzielał wywiadu? Przecież to on był komendantem. Nieświadonie, oglądając wiadomości, nóż zsunął się jej z obieranych warzyw i przeciął jej palec. Cholera jasna - zaklęła w duchu. Odrzuciła go do zlewu. Biegiem pobiegła do łazienki po apteczkę. Drżącymi rękoma wyciągnęła wodę utlenioną oraz plaster. Dokładnie obmyła ranę i założyła plaster. Następnie chwyciła za komórkę i wykręciła numer do Micha. Po mieszkaniu rozbrzmiał dźwięk telefonu chłopaka. Chyba musiał zostawić go przez przypadek w domu. Pośpiesznie wykręciła numer do jednostki. Nikt nie odbierał. Zaklęła pod nosem. Usiadła w salonie i gapiła się w pokazywane w wiadomościach urywki z akcji gaśniczej. Miała nadzieję, że nic mu się jednak nie stało...
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Czuł się dziwnie. Nie mógł poruszyć żadnym mięśniem. Pod sobą czuł coś miękkiego a na twarzy chyba maskę tlenową. Skupił się na odzyskiwaniu władzy na zmysłami. Chyba się przemieszczał. Lekko rozchylił powieki. Rozejrzał się dookoła. Znajdował się w karetce. Panował w niej harmider. Nagle przypomniał sobie dlaczego właściwie się w niej znalazł. Powoli drżącymi rękoma zdjął maskę tlenową. Siedzący przy nim sanitariusz zauważył to i szybko wsadził mu ją z powrotem.
- Proszę jej nie ściągać - poprosił
- Co z kobietą? - zapytał słabo
- Proszę się teraz o nią nie martwić - powiedział spokojnie mężczyzna - Dobrze się pan czuje?
- Słabo mi - wycharczał
Sanitariusz podał coś mu do wenflonu. Pomogło to mu w oddychaniu. Ale mimo wszystko ciągle coś drapało go w gardle. Piekła go również ręka. Starał się na nią spojrzeć i sprawdzić co z nią jest. Ale była przykryta. Poczuł w niej również dziwne mrowienie. Nie miał siły zastanawiać się nad tym. Czuł jak oczy się mu zamykają i powoli traci przytomność.
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Bethi od razu po dostaniu telefonu z komendy, pojechała do szpitala. W między czasie zadzwoniła do Monic. Ale dziewczyna nie odebrała telefonu.Miała go wyłączone. Zadzwoni do niej później. Teraz najważniejszy była dla niej brat. Powinien już być w szpitalu. Ten jego zawód. Przeklinała go pod nosem. Czemu nie wybrał czegoś bardziej bezpiecznego? Modliła się w duchu żeby nic mu się poważnego nie stało. W zwariowanym tempie wjechała na parking przy szpitalu. Niczym huragan wpadła do oddziału ratunkowego. Było w nim sporo ludzi. Podeszła do recepcji.
- Dzień dobry - przywitała sekretarkę - Przywieziono tutaj przed chwilką mojego brata.
- Rozumiem - odrzekła kobieta - A jak brat się nazywa?
- Michael Nordson - powiedziała Bethi starając się wyrównać oddech, wciąż była zdenerwowana.
- Został już przewieziony do zwykłej sali - wyznała sekretarka - Musi pani wjechać na drugie piętro. Będzie to sala sto osiem.
- Dziękuję pani za pomoc - podziękowała Beth i od razu pożegnała kobietę
Szybkim krokiem przeszła przez korytarz. Dostała się do schodów i weszła na drugie piętro. Zdezorientowana rozglądała się za właściwą salą.
- Jest - wymamrotała cicho
Najpierw powoli weszła do środka. Chciała się upewnić, że weszła do właściwej. Mich leżał na łóżku z zamkniętymi oczami. Twarz miał całą podrapaną. Lewą rękę i nogę miał chyba nawet złamaną. Do prawej ręki miał podłączoną kroplówkę, a do piersi jakieś przysadki podłączone do monitora chyba EKG. Nie znała się na tych urządzeniach. Cicho weszła dalej i usiadła przy łóżku. Delikatnie dotknęła jego dłoni. Raptownie otworzył oczy. Zrobił to tak szybko, że aż prawie spadła z krzesła.
- Co tu robisz? - zapytał się w pełni świadomy
- Jak to co? - zapytała ze wściekłością - Przyjechałam, bo mówili, że coś na ciebie spadło podczas akcji. Nawet nie wiesz, jak się wystraszyłam.
- Nic mi nie jest - wyznał - Mogłabyś się dowiedzieć co z dzieckiem, które wyniosłem z tego domu? I co z tą kobietą, którą niosłem? Nic mi nie chcą powiedzieć. A chce wiedzieć czy dobrze się czują.
- Dobrze - zgodziła się Bethi, przełykając olbrzymią gulę w gardle. Doskonale wiedziała co się stało z tą kobietą. Ale nie chciała na razie nic mu mówić - Z tego co wiem to chyba dziecko dobrze się ma. Ale o kobietę mogę się zapytać, tylko mogą mi nie powiedzieć, bo nie jestem z rodziny.
- Rozumiem - powiedział powoli Mich - A i proszę powiedź Moni, że wszystko jest dobrze. Ale nie chce żeby tutaj przyjeżdżała.
- Pokłóciliście się? - zapytała niepewnie Beth
- Nie ważne - rzekł - Zrób tak jak proszę.
Siostra zgodziła się. Nie miała innego wyjścia. Tak będzie dla niego i Monice lepiej?- pomyślał Mich. Odpoczną od siebie i dadzą sobie czas. Może wtedy zrozumieją czego chcą od życia. Nie mówił siostrze całej prawdy. Nie czuł się dobrze. Wszystko go bolało. Czuł się tak, jakby przed chwilą przeszedł przez magiel. Ale nie potrafił teraz myśleć o sobie. Musiał za wszelką cenę dowiedzieć się co z tą dwójką. Był po niekąd za nich odpowiedzialny.
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Czuł się dziwnie. Nie mógł poruszyć żadnym mięśniem. Pod sobą czuł coś miękkiego a na twarzy chyba maskę tlenową. Skupił się na odzyskiwaniu władzy na zmysłami. Chyba się przemieszczał. Lekko rozchylił powieki. Rozejrzał się dookoła. Znajdował się w karetce. Panował w niej harmider. Nagle przypomniał sobie dlaczego właściwie się w niej znalazł. Powoli drżącymi rękoma zdjął maskę tlenową. Siedzący przy nim sanitariusz zauważył to i szybko wsadził mu ją z powrotem.
- Proszę jej nie ściągać - poprosił
- Co z kobietą? - zapytał słabo
- Proszę się teraz o nią nie martwić - powiedział spokojnie mężczyzna - Dobrze się pan czuje?
- Słabo mi - wycharczał
Sanitariusz podał coś mu do wenflonu. Pomogło to mu w oddychaniu. Ale mimo wszystko ciągle coś drapało go w gardle. Piekła go również ręka. Starał się na nią spojrzeć i sprawdzić co z nią jest. Ale była przykryta. Poczuł w niej również dziwne mrowienie. Nie miał siły zastanawiać się nad tym. Czuł jak oczy się mu zamykają i powoli traci przytomność.
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Bethi od razu po dostaniu telefonu z komendy, pojechała do szpitala. W między czasie zadzwoniła do Monic. Ale dziewczyna nie odebrała telefonu.Miała go wyłączone. Zadzwoni do niej później. Teraz najważniejszy była dla niej brat. Powinien już być w szpitalu. Ten jego zawód. Przeklinała go pod nosem. Czemu nie wybrał czegoś bardziej bezpiecznego? Modliła się w duchu żeby nic mu się poważnego nie stało. W zwariowanym tempie wjechała na parking przy szpitalu. Niczym huragan wpadła do oddziału ratunkowego. Było w nim sporo ludzi. Podeszła do recepcji.
- Dzień dobry - przywitała sekretarkę - Przywieziono tutaj przed chwilką mojego brata.
- Rozumiem - odrzekła kobieta - A jak brat się nazywa?
- Michael Nordson - powiedziała Bethi starając się wyrównać oddech, wciąż była zdenerwowana.
- Został już przewieziony do zwykłej sali - wyznała sekretarka - Musi pani wjechać na drugie piętro. Będzie to sala sto osiem.
- Dziękuję pani za pomoc - podziękowała Beth i od razu pożegnała kobietę
Szybkim krokiem przeszła przez korytarz. Dostała się do schodów i weszła na drugie piętro. Zdezorientowana rozglądała się za właściwą salą.
- Jest - wymamrotała cicho
Najpierw powoli weszła do środka. Chciała się upewnić, że weszła do właściwej. Mich leżał na łóżku z zamkniętymi oczami. Twarz miał całą podrapaną. Lewą rękę i nogę miał chyba nawet złamaną. Do prawej ręki miał podłączoną kroplówkę, a do piersi jakieś przysadki podłączone do monitora chyba EKG. Nie znała się na tych urządzeniach. Cicho weszła dalej i usiadła przy łóżku. Delikatnie dotknęła jego dłoni. Raptownie otworzył oczy. Zrobił to tak szybko, że aż prawie spadła z krzesła.
- Co tu robisz? - zapytał się w pełni świadomy
- Jak to co? - zapytała ze wściekłością - Przyjechałam, bo mówili, że coś na ciebie spadło podczas akcji. Nawet nie wiesz, jak się wystraszyłam.
- Nic mi nie jest - wyznał - Mogłabyś się dowiedzieć co z dzieckiem, które wyniosłem z tego domu? I co z tą kobietą, którą niosłem? Nic mi nie chcą powiedzieć. A chce wiedzieć czy dobrze się czują.
- Dobrze - zgodziła się Bethi, przełykając olbrzymią gulę w gardle. Doskonale wiedziała co się stało z tą kobietą. Ale nie chciała na razie nic mu mówić - Z tego co wiem to chyba dziecko dobrze się ma. Ale o kobietę mogę się zapytać, tylko mogą mi nie powiedzieć, bo nie jestem z rodziny.
- Rozumiem - powiedział powoli Mich - A i proszę powiedź Moni, że wszystko jest dobrze. Ale nie chce żeby tutaj przyjeżdżała.
- Pokłóciliście się? - zapytała niepewnie Beth
- Nie ważne - rzekł - Zrób tak jak proszę.
Siostra zgodziła się. Nie miała innego wyjścia. Tak będzie dla niego i Monice lepiej?- pomyślał Mich. Odpoczną od siebie i dadzą sobie czas. Może wtedy zrozumieją czego chcą od życia. Nie mówił siostrze całej prawdy. Nie czuł się dobrze. Wszystko go bolało. Czuł się tak, jakby przed chwilą przeszedł przez magiel. Ale nie potrafił teraz myśleć o sobie. Musiał za wszelką cenę dowiedzieć się co z tą dwójką. Był po niekąd za nich odpowiedzialny.
Rozdział świetnie ci wyszedł. Jak zawsze :) z niecierpliwością czekam na kolejna notkę :) pozdrawiam kushina_chanRozdział świetnie ci wyszedł. Jak zawsze :) z niecierpliwością czekam na kolejna notkę :) pozdrawiam kushina_chan
OdpowiedzUsuńAkcja się rozkręca, bo nie mogę usiedzieć w fotelu:) Czyta się naprawdę przyjemnie, żeby tylko tak pozostało!!!
OdpowiedzUsuń