tyle raz mój blog był odwiedzany

niedziela, 8 lipca 2012

Rozdział 16

            Zapłaciła kierowcy. Centrum miasta tętniło życiem. Ludzie wracali z pracy i spieszyli do swoich domów. Czuła, że ona go już nie ma. Szła przed siebie nie oglądając się. Nogi same ją poniosły przed szpital, w którym spędziła jakiś czas. To w nim pracowała Anne. Weszła do środka. Z tego co pamiętała, pracowała ona na oddziale intensywnej terapii. Spokojnie weszła schodami na odpowiedni poziom. Wchodząc na oddział, założyła buty ochronne. Powoli obserwowała ludzi znajdujących się tam. Dostrzegła ją przy recepcji, rozmawiającą z grupką innych pielęgniarek. Przystanęła. Wyglądała na zadowoloną i pełną życia. A przede wszystkim szczęśliwą. Kiedy jej wzrok padł na Monic, jej oczy rozszerzyły się z niedowierzania. To dało Monice pewność w działaniu. Pewnym krokiem podeszła do tej grupki.
- To prawda Anne? - zapytała kiedy była blisko jej - Przespałaś się z moim narzeczonym, kiedy był pijany?
- Nie wiem o czym mówisz - odrzekła w panice - Może wyjaśnimy to na osobności?
- A czemu nie tu? - zapytała ze złością Moni - Wstydzisz się tego co zrobiłaś? Czy wiesz, że przez ciebie moje dzieci mogą stracić szansę na pełną rodzinę? To ty im to zabrałaś przez próżność.
- Na prawdę chyba coś się tobie pomieszało po porodzie - powiedziała szybko oddziałowa siląc się na uśmiech - Chodź omówimy to w moim gabinecie.
- Nie chce z tobą rozmawiać - warknęła - Chce tylko wiedzieć, czy Mich był wtedy świadomy.
- A jak myślisz? - zapytała z kpiną - On jest tak zaślepiony, że aż głupieje na twoim punkcie.
               Monic nie wytrzymała. Czuła, że inne pielęgniarki patrzą na nią jak na wariatkę. Ręka sama się jej podniosła. Zamachnęła się i ją spoliczkowała.
- Nie waż się nigdy więcej zbliżać do mojej rodziny rozumiesz? - warknęła - A jeśli to zrobisz to jeszcze kiedykolwiek, to osobiście przyjdę i wydrapie tobie oczy.
             Spojrzała się na Anne ze złością. Dziewczyna była w takim szoku, że nie zdołała wypowiedzieć ani słowa więcej. Na policzku zaczął pojawiać się czerwony ślad. Monic uśmiechnęła się, widząc to. Następnie odwróciła się na pięcie i wyszła z oddziału. To pomogło się jej trochę się uspokoić. Ale wciąż była rozkojarzona. Powolnym krokiem udała się w stronę domu. Kiedy tam dotarła, zapadła już noc. Cicho usiadła na schodach przed domem. Na niebie zbierały się ciemne chmury. Chyba zanosiło się na deszcz. Siedziała na schodach tak długo, aż rozpadało się na dobre. Mimo że deszcz był tak zimny, nie zachęcał do powrotu do domu. W końcu jednak się zmusiła. Wyciągnęła klucze z kieszeni płaszcza i otworzyła nimi drzwi. Gdy je zamknęła, usiadła pod drzwiami. Cała się trzęsła.
- Monic? - usłyszała głos Micha
            Był chyba w ich sypialny. Jakaś wielka gula podeszła jej do gardła. Nie mogła przez nią wydobyć głosu. Z oczu na nowo popłynęły jej łzy. Po chwili chłopak wyjrzał z pokoju.
- Boże święty - wyszeptał podchodząc do nie powoli - Jesteś cała mokra. Chodź musisz się przebrać.
           Moni nie odezwała się ani słowem. Chłopak pomógł jej wstać. Pozwoliła poprowadzić się do łazienki. Michael przygotował kąpiel. Potem zostawił ją samą. Całe szczęście. Co teraz z nimi będzie? Przez ten moment czuła się jak za starych czasów. Ale teraz nic nie będzie już takie samo. Powoli ściągnęła przemoczone ubranie i weszła do wanny. Rozłożyła się w niej. Gorąca woda zaczęła stopniowo ogrzewać zmarznięte ciało. Siedziała tak chwilę. Kiedy woda zrobiła się zimna, wyszła z wanny i dokładnie się wytarła. Następnie założyła szlafrok i poszła do sypialni. Musiała wziąć coś do przebrania. Michael kręcił się po kuchni.
- Robiłem tobie kakao – powiedział wchodząc do pokoju, w ręce trzymał kubek – Musisz się rozgrzać.
- Nic mi nie będzie – wyszeptała zabierając rzeczy i wychodząc z sypialni
- Gdzie idziesz? - zapytał się
- Chyba będzie lepiej, jak dzisiaj będziemy spać oddzielnie – wyznała
- Może najpierw porozmawiamy? - zaproponował
- Jest już późno i nie mam ochoty denerwować się jeszcze bardziej na noc – odrzekła Moni – Dobrej nocy.
              Mich stał osłupiały. Dziewczyna szybko odwróciła wzrok. Nie potrafiła na niego patrzeć. Wyglądał niczym zbity pies. Szybko poszła do pokoju gościnnego i w nim się zamknęła. Modliła się w duchu alby Mich zrozumiał i nie będzie nachalny. Z tym pokojem nie miała żadnych wspomnień i czuła się w nim bezpieczna. I co teraz będzie? Położyła się na łóżku i zaczęła płakać.
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
             Michael wrócił do kuchni i ze złością wylał zrobione kakao do zlewu. Był na siebie wściekły. Przez niego, a przynajmniej częściowo, Monic wyglądała teraz niczym duch. Była nieobecna i widać było, że bardzo to przeżywa. Robił wszystko aby jakoś zadość uczynić za swoją niewierność. Sam nie wiedział co jeszcze może zrobić. Dobrze, że Rossalie zgodziła się, aby dzieci nocowały u niej. Przynajmniej nie musiały tego oglądać. Westchnął głęboko i umył kubek. Następnie poszedł do sypialni. Po drodze przystanął przy pokoju gościnnym. Usłyszał gorzki płacz. Nie wytrzymał. Bez pukania wszedł do pokoju. Moni leżała na łóżku i głośno płakała. Uklęknął przy niej i pogładził jej włosy. Raptownie podniosła się. Widocznie nie słyszała, jak wszedł. 
- Skarbie proszę nie płacz - poprosił wycierając jej łzy - Nie chce żebyś płakała przeze mnie. Wiem, że wyrządziłem tobie krzywdę ale chce to naprawić. 
- Jak chcesz to zrobić? - zapytała zachrypniętym głosem - Nawet nie wiesz co czułam, kiedy rozmawiałam z Anne. Wszyscy uważali mnie za paranoiczkę. Łącznie z nią. 
- Rozmawiałaś z nią? - zapytał niepewnie Mich - Kiedy?
- Dzisiaj - wyznała - Musiałam wiedzieć czy to prawda. Ale prawda okazała się gorsza od kłamstwa. 
- Moni - wyszeptał - Na prawdę nie zrobiłem tego celowo. Znasz mnie przecież. Tylko ciebie kocham i nie skrzywdziłbym ciebie.
- Wiem - powiedziała odgarniając włosy - Dlatego jeszcze tutaj jestem. A przez wszystkim to przez dzieci. Gdyby ich nie było, nie czekałabym na nic więcej. Po prostu muszę mieć czas aby się z tym uporać.
- Rozumiem - rzekł chłopak - Nie chce żebyś była dzisiaj sama. Wróć ze mną do naszego łóżka. Proszę.
           Monic przyglądała mu się przez chwilę. W jego oczach dostrzegła skruchę ale również miłość i oddanie. Zgodziła się. Wstała z łóżka i wyszła z Michaelem z pokoju gościnnego. Wróciła z nim do sypialni. Powoli położyła się na swoim miejscu. Mich położył się obok niej. Nie odważył się jej pocałować. Leżał po prostu nie ruchomo, patrząc na nią. Patrzył jak powoli ogarnia ją sen. Cieszył się, że jest tu razem z nim.

wtorek, 22 maja 2012

Rozdział 15

          Coś połaskotało go w nos. Pokręcił nim trochę. Ale w ostateczności i tak kichnął. Odruchowo potarł sobie ręką nos. Nagle usłyszał przesłodzony głos:
- Na zdrowie.
           Raptownie otworzył oczy. Serce podeszło mu aż do gardła a z twarzy odpłynęła cała krew. Koło niego leżała naga Anne. Bo koronkową koszulkę nie można było nazwać koszulą nocną. Usiadł raptownie. Nie było to dobre posunięcie. Kac od razu dał się we znaki. Złapał się od razu za głowę.
- Połóż się jeszcze na chwilę - powiedziała dziewczyna delikatnie popychając go na łóżko i siadając na nim okrakiem - Lepiej nam będzie w tej pozycji.
          Pochyliła się nad nim i pocałowała go w usta. Odwzajemnił jej pocałunek. Anne przeniosła dłonie z jego twarzy na klatkę piersiową i powoli zaczęła ściągać mu koszulkę. To go ocuciło. Chwycił ją mocno za nadgarstki.
- Przestań - powiedział patrząc jej w oczy - Zejdź ze mnie.
- O co się złościsz? - zapytała wykonując jego polecenie i obserwując jak się ubiera - W nocy jakoś nie protestowałeś. Wręcz przeciwnie. Chciałeś to robić przez cały czas. Prawie mnie wykończyłeś. Tak się zastanawiałam...
- Zamknij się - warknął odwracając się do niej prawie ubrany - Nic między nami nie było.
- Nie? - zapytała z żalem - A to co?
          Przyjrzał się temu co wyciągała spod łóżka. Zużyta prezerwatywa. Zaklął w duchu. Przecież to nie możliwe. Był tak pijany że nie dałby rady. Ale dowody mówią za siebie. Ze złością powrócił do zbierania swoich porozrzucanych ubrań. Kiedy się ubrał do końca, poszukał telefonu i wybiegł z mieszkania. Anne próbowała go nakłonić do zostania lecz zbył ją milczeniem. Na ulicy złapał pierwszą taksówkę, jaką zauważył. Wsiadł do środka i podał kierowcy adres. Po drodze próbował skontaktować się z Monic lecz za każdym razem odrzucała jego połączenie. Chyba jest na niego wściekła, za to że nie wrócił do domu na noc. A może jest po prostu zajęta przy dzieciach?
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
            Nie spała całą noc. Rano umyła zapłakaną twarz. Nie mogła pokazać się dzieciom w tym stanie. Po wyjściu z łazienki zadzwoniła do Rosalie.
- Dzień dobry - przywitała ją kobieta
- Mogę zostawić u mamy dzieci? - zapytała powoli Monic - Mam dzisiaj trochę do załatwienia a nie chce ich tym męczyć.
 - Oczywiście - zgodziła się Ross od razu - Mich obierze je potem?
- Nie wiem - odrzekła smętnie dziewczyna - Jeszcze tego nie uzgodniliśmy do końca.
- No dobrze - zgodziła się kobieta - To do zobaczenia.
            Monica poczekała aż dzieci się obudzą. W między czasie spakowała dzieci i przygotowała im śniadanie. Pierwszy obudził się Alexander. Wyciągnęła go z łóżeczka i ubrała. Chwilę później wstała również Cass. Dziewczynka sama się ubrała. Kiedy skończyła, poszła do kuchni. Moni postawiła przed nią płatki owsiane.
           Pół godziny potem byli już w drodze. Droga nie zajęła im dużo czasu. Dziewczyna zostawiła dzieci u Ross i bez zbędnego tłumaczyła wróciła do domu. Kiedy znalazła się na miejscu, zadzwonił do niej Mich. Rozłączyła go. Nie miała ochoty z nim teraz rozmawiać. Wciąż nie wiedziała co ma o tym wszystkim sądzić. Poszła do sypialni. Musiała czymś się zająć. Niestety kiedy tylko zobaczyła nietknięte miejsce na łóżku, na którym zawsze spał Michael, zaniosła się płaczem. Nie potrafiła przestać. Skuliła się przy łóżku, głośno szlochając.
            Jakiś czas później usłyszała otwierane drzwi wejściowe. Od razu usłyszała nawoływania narzeczonego. Nie odpowiedziała na nie. Nie potrafiła wydobyć głosu. Gula zaczęła podchodzić jej do gardła. Jednak jeszcze gorzej się czuła, kiedy zobaczyła Micha. Nie mogła się zmusić żeby na niego spojrzeć. Dodatkowo łzy, których nie wypłakała, pociekły na nowo. Michael podbiegł do niej i chciał ją przytulić.
- Nie dotykaj mnie! - krzyknęła odpychając go
- Co się dzieje? - zapytał patrząc jej w oczy i wtedy to dostrzegł, ból i rozgoryczenie -Wiesz o tym?
- Jak długo? - zapytała odsuwając się od niego jeszcze bardziej - Jak długo ta kobieta jest twoją kochanką?
- To nie tak - zaczął - Monic dobrze wiesz, że bym cię nie zdradził.
- Teraz nic już nie jestem pewna - wyznała wycierając mokre policzki
- Pozwól mi to chociaż wyjaśnić - poprosił
- Co tu wyjaśniać? - zapytała - Spałeś z inną kobietą. A może się mylę?
- Nie wiem - odrzekł ze skruchą - Nie wiem jak się u niej znalazłem.
- Chcesz powiedzieć, że czatowała na ciebie? - zapytała ze sarkazmem - Czy ja jestem aż taka głupia?
- Monic skarbie na ostatniej akcji straciliśmy człowieka - wyjaśnił Mich - Po niej poszliśmy do pubu z chłopakami i piliśmy. Sam nie wiem. Po prostu chyba przegięliśmy. A dalej nie pamiętam.
- I akurat tylko ty nie spałeś w swoim łóżku - zaszydziła powstrzymując łzy - Ciekawe. Jak jej było na imię co?
- To była Anne...
          Przed oczami Monic stanęła pielęgniarka ze szpitala. Została przez nią pokonana? Jakby była to jakaś anonimowa osoba, jakoś łatwiej by to zniosła. Ale ona? Spojrzała na Micha. Mówił prawdę. Poczuła, że się dusi w tym pomieszczeniu. Chwyciła za płaszcz i ze łzami w oczach wybiegła z domu. Musiała się stąd wydostać. Michael wybiegł za nią. Wybiegła na ulicę i  szybko złapała pierwszą lepszą taksówkę i wsiadła do niej. Rozkazała kierowcy od razu ruszać. Nie obejrzała się za siebie kiedy odjeżdżała. Dłonią starła wciąż cieknące łzy. I co teraz miała zrobić?

niedziela, 4 marca 2012

Rozdział 14

           Małego Alexa odebrali tydzień później. Przy opiece nad mały pomagała jej mama Micha. Bardzo dużo to dla niej znaczyło. Zwłaszcza, że nie miała zielonego pojęcia o zajmowaniu się małymi dziećmi. Natomiast Michael w wolnych chwilach doglądał remontu w ich nowym domu. Monic była zadowolona z jej nowego życia. Miała nadzieję, że to się nie zmieni.
          Pół roku później zamieszkali w nowym domu. Cassandrze bardzo się podobał. Alexowi było to wszystko jedno. Cała rodzina była szczęśliwa. To miał być ich nowy początek.
 * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
         Był to dla niego ciężki miesiąc. Całe dnie spędzał w pracy. Od nadmiaru wezwania na akcje ledwo co się wyrabiali. Wyglądało to tak jakby ktoś specjalnie podkładał ognień. Pracował praktycznie na dwie zmiany i mało czasu spędzał z Monic oraz dziećmi. Cieszył się jednak, że mały Alex rozwija się prawidłowo a Cass szaleje na punkcie brata. Chciał jakoś pomóc narzeczonej lecz na razie nie miał nawet myśleć o urlopie. Może jak to wszystko się uspokoi to pozwoli sobie na to. Całe szczęście Rosalie wyręcza go w obowiązkach domowych.
         Dzień jak jeden z wielu ostatnio. Jego dyżur właśnie dobiegał do końca. Wychodząc z pracy, usłyszał wezwanie do akcji. Szybko przeczytał raport z wypadku. Zaklął pod nosem. Była to większa akcja i potrzebował do niej wszystkich ludzi z bazy. Wezwał ich od razu i sam przygotował się. Dziesięć minut później wyruszyli w kierunku Centrum, gdzie paliła się stara kamienica. Na miejscu byli już ludzie z dwóch innych jednostek. Od razu odnalazł komendantów z tych jednostek. Rozeznał się w sytuacji i szybko rozstawił swoich ludzi. Sytuacja była poważna. Dwóch swoich strażaków wysłał do pilnowania ludzi. Nie chciał żeby jakiś cywil pałętał się im pod nogami. Jak on nie znosił gapiów. Nigdy nie było z nich pożytku a wręcz same szkody. Jedną połowę wysłał do gaszenia pożaru. Druga natomiast miała zająć się wyciąganiem ludzi z płonącej kamienicy. Sam również do nich dołączył. Zauważył że źródło pożaru jest na trzecim piętrze. Po chwili na tej kondygnacji wyleciały szyby z okien. Pośpiesznie poinstruował ludzi i po prosił o zachowanie ostrożności. Szczególnie takiego nowego chłopaka o imieniu Don. Kazał mu trzymać się blisko siebie. Założyli maski z tlenem i weszli do środka. Wewnątrz palącego się budynku było pełno dymu. Podzieli swoją grupę na cztery inne podgrupy. Każda miała zostać przydzielona do jednego piętra. On sam zajął się trzecim. Wbiegł za resztą na odpowiednią kondygnację. Na samym początku grupy był Don. Chłopak podbiegł do najbliższych drzwi. Mich zaczął do niego krzyczeć żeby zaczekał. Lecz nie usłuchał go. Mocno szarpnął drzwiami, przez co spowodował przeciąg. Ognień szalejący w środku pomieszczenia uderzył w chłopaka, który od razu stanął w ogniu. Wszystkich odrzuciło na pobliską ścianę. Wszędzie było słychać krzyki palącego się. Pod otrząśnięciu się, Michael wyjął koc izotermiczny i zarzucił go na Dona. Ogień jednak nie chciał dać za wygraną. Ugaszenie zajęło im trochę czasu. Jednak było już za późno. Mich zaklął pod nosem i uderzył z całej siły w podłogę. Jeden z jego grupy, położył mu rękę na ramieniu.
- Szukajcie dalej – polecił cierpko – Tylko zachowajcie ostrożność. Nie chce stracić kolejnej osoby.
          Strażacy zajęli się dalszym poszukiwaniem. On natomiast wezwał ratowników przez radio. Następnie pomógł reszcie. Nikogo nie znaleźli. Tylko w pomieszczeniu, w którym wybuchł pożar było jedno ciało. Prawdopodobnie mężczyzny. Wyglądało na to, że to on podłożył ogień. Szkoda tylko że nie pomyślał o innych.
Akcja skończyła się późnym wieczorem. Wychodząc z budynku Michael natrafił na Anne, siostrę, która zajmowała się Monic w szpitalu.
- Cześć – przywitała go z małym uśmiechem
- Hej – odrzekł – Co tu robisz?
- Mieszkam niedaleko – powiedziała – Straszna tragedia.
- A no – wyszeptał lakonicznie
- Mich idziesz potem z nami do Marini's Pub? - zapytał się go jeden ze strażaków
- Dobrze tylko zadzwonię do Monic – zgodził się – Przepraszam cię Anne ale się śpieszę.
- Do zobaczenia – powiedziała z uśmiechem
          Michael odwrócił się i poszedł za resztą ekipy. Nic tu po nich. Zrobili już swoje. Spakowali swój sprzęt. Po dziesięciu minutach byli już w jednostce. Mich próbował dodzwonić się do Monic, ale w końcu wysłał jej wiadomość, że będzie później. Przebrał się. Chłopaki czekali na niego przy wejściu. Razem ruszyli do Marini's. Pili kilka toastów za pamięć Dona. Grupo po trzeciej w nocy wszyscy się rozeszli. Michael natomiast jeszcze został. Dopił dwa drinki i wyszedł chwiejnym krokiem.
- I znowu na siebie wpadamy – usłyszał za sobą
         Szybko się odwrócił. Anne. Dziewczyna chyba nie lubiła dawać za wygraną.
- Anne – wyszeptał – Co za niespodzianka
- Dziwny jest ten wieczór – zaśmiała się dotykając jego dłoni – Dasz się namówić na drinka?
        Cofnął dłoń. Zrobił to tak mocno że stracił równowagę i się przewrócił. Dziewczyna pomogła mu wstać. Niestety spodnie przerwały mu się na udzie.
- Nie możesz tak wracać – zauważyła ze smutkiem – Podejdźmy do mnie. Zeszyje je.
- Tylko na chwilkę? - zapytał
- Tak – zgodziła się
         Anne wsadziła go do samochodu i zawiozła do domu. Pomogła mu wysiąść i wtargała go do mieszkania. Teraz był już jej. Na reszcie!
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
        Monic siedziała w salonie i czekała na Micha. Była już czwarta. Mówił, że będzie późno. Ale bez przesady. Dzwoniła do niego wcześniej ale nie odbierał. Może był na jakieś akcji? Postanowiła spróbować jeszcze raz. Usłyszała jeden sygnał, potem następny. Dopiero po czwartym, kiedy już miała się rozłączyć, ktoś odebrał.
- Mich czekam na ciebie – powiedziała szybko – Możesz chociaż powiedzieć za ile będziesz? Zrobiłam dla ciebie kolację i chciałam ją tobie odgrzać.
- Możesz ją już wyrzucić – usłyszała kobiecy głos w słuchawce, który wręcz śmiał się – Mich nie łaskocz mnie tak...
- Halo kto mówi? - zapytała niepewnie Monic – Jest tam Mich?
- Oj jest jest – zapewniła ją obca kobieta – I jest naprawdę zajęty. Oboje życzymy dobrej nocy.
        Połączenie zostało przerwane. Czy to był jakiś żart? Gdzie on teraz jest? A przede wszystkim z kim? Przecież jej nie zdradza? Nie on! Telefon wypadł jej z ręki. Ona również upadła i zaniosła się głośnym płaczem. To był jakiś koszmar. To nie może dziać się naprawdę.

środa, 8 lutego 2012

Rozdział 13

             Obserwował Moni przez szybę od OIOM-u. Była blada. Zastanawiał się czy to przez lampy świecące w środku, czy  rzeczywiście aż tak poważny jest jej stan. Położna mówiła mu wieczorem, że powinna się obudzić koło południa. Niecierpliwie patrzył na zegar. Dwunasta minęła już dawno. Znowu zaczął nerwowo chodzić po korytarzu. Dopiero koło drugiej po południu, w sali zaczął się dziwny ruch. Podszedł od razu do szyby. Koło łóżka kręciło się kilka sióstr i jeden lekarz. Monica przebudzała się. Trwało to jakiś czas. Niespokojnym wzrokiem rozglądała się po sali. Ale kiedy go zobaczyła lekko się uśmiechnęła. Powiedziała coś jednej ze sióstr. Ta z kolei podeszła do drzwi i wpuściła do środka Micha. Szybko wszedł do środka i podbiegł do łóżka narzeczonej.
- Moni skarbie - wyszeptał
- Mich -wychrypiała - Co z małym?
- Ma się dobrze - zapewnił - Jest taki śliczny.
- Cieszę się - powiedziała wolno Monic - Bałam się, że zrobię mu krzywdę.
- Jak tylko dojdziecie do siebie to zabiorę was do domu - obiecał - I wezmę urlop. Nawet nie wiesz, jak Cass piszczała przez telefon na wieść, że ma brata? Była wręcz szczęśliwa.
- Przepraszam, że przerwę - wtrącił się lekarz - Ale musimy przeprowadzić badania.
- Ale mogę zostać? - zapytał Mich
- Dobrze - zgodził się mężczyzna - Ale proszę stanąć z boku.
            Michael stanął w miejscu, które wskazał mu lekarz i przyglądał się badaniu. Lekarz odkrył nogi Monic i zaczął je nakłuwać igiełką. Dziewczyna lekko poruszyła się na posłaniu. Mężczyzna ponowił nakłucie.
- Czuje pani to? - zapytał się doktor
- Oczywiście - odrzekła - Czemu miałabym tego nie czuć?
- To tylko rutynowe badanie - wyznał mężczyzna - Gratuluję narodzin zdrowego syna.
            Mich odetchnął z ulgą. Nie chciał za nic w świecie przeżywać histerii Monic, gdyby się dowiedziała, że nie może chodzić. Nie przeżyłaby tego. Teraz wydawała się szczęśliwsza niż kiedykolwiek przedtem. Po wyjściu lekarza, opowiedział jej o ich synu. Oboje wydawali się tacy szczęśliwi.
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *   
         Michael zabrał narzeczoną ze szpitala kilka dni później. Niestety mały musiał zostać w szpitalu jeszcze kilka dni. Mich nie powiedział jej, że ma dla niej niespodziankę. Jechał wolno ulicą w kierunku dziesiątej alei. Monic spojrzała się na niego zdziwiona.
- To nie ten kierunek - zauważyła - Nie jedziemy do domu?
- Jedziemy - zgodził się - Ale najpierw chciałbym coś tobie pokazać.
- Nie może to poczekać? - zapytała
- To zajmie tylko chwilę - obiecał i uśmiechnął się do niej szeroko
         Dziewczyna odetchnęła głęboko. Droga zajęła im kilka minut. Zatrzymali się przed pięknym białym domem z wielkim ogrodem. Mich wysiadł z samochodu i zaczął iść w stronę wejścia. Pogrzebał w kieszeni i wyciągnął jakieś klucze.
- Michael co ty wyprawiasz? - zapytała z lekiem Monic - Skąd masz klucze?
- Nic się nie bój - uspokoił ją - Chodź.
         Chłopak podszedł do samochodu i wziął Moni za rękę. Poprowadził ją w stronę domu. W środku nikogo nie było a dom wyglądał na opuszczony. Dziewczyna zaczęła rozglądać się dookoła. Wchodząc do salonu zauważyła kołyskę. Podeszła do niej. Było na niej wygrawerowane imię dziecka. Przeczytała je.
- Alexander
          Z wrażenia zakryła usta ręką. Przecież tak na imię miał mieć ich syn. Odwróciła się w stronę Micha i spojrzała się na niego nie pewnie.
- Tak to nasz nowy dom - powiedział z dumą - Dla naszej rodziny.
         Monic rzuciła mu się na szyje i zaczęła płakać. Wytarł jej łzy z policzka. A kiedy się uspokoiła, oprowadził ją po domu. Pokazał jej górę i strych. Dziewczyna była pod wrażeniem. Od razu zaczęła planować co gdzie się znajdzie. Tak miało wyglądać ich nowe jutro, z nową rodziną i nowy życiem.