tyle raz mój blog był odwiedzany

niedziela, 4 marca 2012

Rozdział 14

           Małego Alexa odebrali tydzień później. Przy opiece nad mały pomagała jej mama Micha. Bardzo dużo to dla niej znaczyło. Zwłaszcza, że nie miała zielonego pojęcia o zajmowaniu się małymi dziećmi. Natomiast Michael w wolnych chwilach doglądał remontu w ich nowym domu. Monic była zadowolona z jej nowego życia. Miała nadzieję, że to się nie zmieni.
          Pół roku później zamieszkali w nowym domu. Cassandrze bardzo się podobał. Alexowi było to wszystko jedno. Cała rodzina była szczęśliwa. To miał być ich nowy początek.
 * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
         Był to dla niego ciężki miesiąc. Całe dnie spędzał w pracy. Od nadmiaru wezwania na akcje ledwo co się wyrabiali. Wyglądało to tak jakby ktoś specjalnie podkładał ognień. Pracował praktycznie na dwie zmiany i mało czasu spędzał z Monic oraz dziećmi. Cieszył się jednak, że mały Alex rozwija się prawidłowo a Cass szaleje na punkcie brata. Chciał jakoś pomóc narzeczonej lecz na razie nie miał nawet myśleć o urlopie. Może jak to wszystko się uspokoi to pozwoli sobie na to. Całe szczęście Rosalie wyręcza go w obowiązkach domowych.
         Dzień jak jeden z wielu ostatnio. Jego dyżur właśnie dobiegał do końca. Wychodząc z pracy, usłyszał wezwanie do akcji. Szybko przeczytał raport z wypadku. Zaklął pod nosem. Była to większa akcja i potrzebował do niej wszystkich ludzi z bazy. Wezwał ich od razu i sam przygotował się. Dziesięć minut później wyruszyli w kierunku Centrum, gdzie paliła się stara kamienica. Na miejscu byli już ludzie z dwóch innych jednostek. Od razu odnalazł komendantów z tych jednostek. Rozeznał się w sytuacji i szybko rozstawił swoich ludzi. Sytuacja była poważna. Dwóch swoich strażaków wysłał do pilnowania ludzi. Nie chciał żeby jakiś cywil pałętał się im pod nogami. Jak on nie znosił gapiów. Nigdy nie było z nich pożytku a wręcz same szkody. Jedną połowę wysłał do gaszenia pożaru. Druga natomiast miała zająć się wyciąganiem ludzi z płonącej kamienicy. Sam również do nich dołączył. Zauważył że źródło pożaru jest na trzecim piętrze. Po chwili na tej kondygnacji wyleciały szyby z okien. Pośpiesznie poinstruował ludzi i po prosił o zachowanie ostrożności. Szczególnie takiego nowego chłopaka o imieniu Don. Kazał mu trzymać się blisko siebie. Założyli maski z tlenem i weszli do środka. Wewnątrz palącego się budynku było pełno dymu. Podzieli swoją grupę na cztery inne podgrupy. Każda miała zostać przydzielona do jednego piętra. On sam zajął się trzecim. Wbiegł za resztą na odpowiednią kondygnację. Na samym początku grupy był Don. Chłopak podbiegł do najbliższych drzwi. Mich zaczął do niego krzyczeć żeby zaczekał. Lecz nie usłuchał go. Mocno szarpnął drzwiami, przez co spowodował przeciąg. Ognień szalejący w środku pomieszczenia uderzył w chłopaka, który od razu stanął w ogniu. Wszystkich odrzuciło na pobliską ścianę. Wszędzie było słychać krzyki palącego się. Pod otrząśnięciu się, Michael wyjął koc izotermiczny i zarzucił go na Dona. Ogień jednak nie chciał dać za wygraną. Ugaszenie zajęło im trochę czasu. Jednak było już za późno. Mich zaklął pod nosem i uderzył z całej siły w podłogę. Jeden z jego grupy, położył mu rękę na ramieniu.
- Szukajcie dalej – polecił cierpko – Tylko zachowajcie ostrożność. Nie chce stracić kolejnej osoby.
          Strażacy zajęli się dalszym poszukiwaniem. On natomiast wezwał ratowników przez radio. Następnie pomógł reszcie. Nikogo nie znaleźli. Tylko w pomieszczeniu, w którym wybuchł pożar było jedno ciało. Prawdopodobnie mężczyzny. Wyglądało na to, że to on podłożył ogień. Szkoda tylko że nie pomyślał o innych.
Akcja skończyła się późnym wieczorem. Wychodząc z budynku Michael natrafił na Anne, siostrę, która zajmowała się Monic w szpitalu.
- Cześć – przywitała go z małym uśmiechem
- Hej – odrzekł – Co tu robisz?
- Mieszkam niedaleko – powiedziała – Straszna tragedia.
- A no – wyszeptał lakonicznie
- Mich idziesz potem z nami do Marini's Pub? - zapytał się go jeden ze strażaków
- Dobrze tylko zadzwonię do Monic – zgodził się – Przepraszam cię Anne ale się śpieszę.
- Do zobaczenia – powiedziała z uśmiechem
          Michael odwrócił się i poszedł za resztą ekipy. Nic tu po nich. Zrobili już swoje. Spakowali swój sprzęt. Po dziesięciu minutach byli już w jednostce. Mich próbował dodzwonić się do Monic, ale w końcu wysłał jej wiadomość, że będzie później. Przebrał się. Chłopaki czekali na niego przy wejściu. Razem ruszyli do Marini's. Pili kilka toastów za pamięć Dona. Grupo po trzeciej w nocy wszyscy się rozeszli. Michael natomiast jeszcze został. Dopił dwa drinki i wyszedł chwiejnym krokiem.
- I znowu na siebie wpadamy – usłyszał za sobą
         Szybko się odwrócił. Anne. Dziewczyna chyba nie lubiła dawać za wygraną.
- Anne – wyszeptał – Co za niespodzianka
- Dziwny jest ten wieczór – zaśmiała się dotykając jego dłoni – Dasz się namówić na drinka?
        Cofnął dłoń. Zrobił to tak mocno że stracił równowagę i się przewrócił. Dziewczyna pomogła mu wstać. Niestety spodnie przerwały mu się na udzie.
- Nie możesz tak wracać – zauważyła ze smutkiem – Podejdźmy do mnie. Zeszyje je.
- Tylko na chwilkę? - zapytał
- Tak – zgodziła się
         Anne wsadziła go do samochodu i zawiozła do domu. Pomogła mu wysiąść i wtargała go do mieszkania. Teraz był już jej. Na reszcie!
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
        Monic siedziała w salonie i czekała na Micha. Była już czwarta. Mówił, że będzie późno. Ale bez przesady. Dzwoniła do niego wcześniej ale nie odbierał. Może był na jakieś akcji? Postanowiła spróbować jeszcze raz. Usłyszała jeden sygnał, potem następny. Dopiero po czwartym, kiedy już miała się rozłączyć, ktoś odebrał.
- Mich czekam na ciebie – powiedziała szybko – Możesz chociaż powiedzieć za ile będziesz? Zrobiłam dla ciebie kolację i chciałam ją tobie odgrzać.
- Możesz ją już wyrzucić – usłyszała kobiecy głos w słuchawce, który wręcz śmiał się – Mich nie łaskocz mnie tak...
- Halo kto mówi? - zapytała niepewnie Monic – Jest tam Mich?
- Oj jest jest – zapewniła ją obca kobieta – I jest naprawdę zajęty. Oboje życzymy dobrej nocy.
        Połączenie zostało przerwane. Czy to był jakiś żart? Gdzie on teraz jest? A przede wszystkim z kim? Przecież jej nie zdradza? Nie on! Telefon wypadł jej z ręki. Ona również upadła i zaniosła się głośnym płaczem. To był jakiś koszmar. To nie może dziać się naprawdę.