Rano wstając Michael wyjrzał przez okno. Niedziela zapowiadała się całkiem nieźle. W duchu jęknął. Nie dla niego było dzisiaj leniuchowanie. Powoli zwlekł się z łóżka. Co dałby za długie spanie. Ale nie ma. Dzisiaj była jego kolej pełnienia służby. Nie ma lekko. Słońce uśmiechało się do niego szeroko. Założył szlafrok i wyszedł z pokoju. Musiał wejść do siebie po czyste ubrania. Zapukał i powoli wszedł do pokoju. Monica siedziała na ziemi. Była wpatrzona w okno. a rękoma objęła kolana. Twarz miała bladą, niewyraźną.
- Jak się czujesz? - zapytał się od razu
- Dobrze - odrzekła lekko prze straszona - Mogę jeszcze dzisiaj u Ciebie spać?
- Pewnie - zgodził się
- Tam pod ścianą powinien być mój telefon - zaczęła drżącym głosem - Ale nie mogłam go znaleźć. Dokładnie pamiętam, jak On nim rzucił.
- Nie martw się o to - poprosił Mich - Oddam go do naprawy i będzie jak nowy. Zobaczysz.
- Nie o to chodzi - wyszeptała dziewczyna - Nie wiedziałam co mam wtedy robić. Nie potrafiłam go powstrzymać - dodała ze łzami
- Nie opowiadaj głupot - poprosił chłopak
Od razu ją przytulił. Moni wtuliła się w niego mocno. Bezgłośnie szlochała. Kiedy się uspokoiła, położyła się. Nie czuła się dobrze. Ciągle ją mdliło, było słabo oraz kręciło się w głowie. Michael zabrał swoje ubrania i poszedł do łazienki się przebrać. Następnie zrobił śniadanie, które zjadł w kuchni. Zaniósł je również Monice. Dziewczyna spała. Postawił więc je na stoliku nocnym. Zostawił również kartkę z informacją, że wychodzi i że wróci po południu. Zanim wyszedł, rozszczelnił okno. Droga do pracy zajęła mu piętnaście minut na pieszo. W biurze w straży pożarnej piętrzyła się sterta papierów, które musiał opisać, podpisać lub po prostu ułożyć. Jak on tęsknił w takich chwilach, za starymi dobrymi czasami, kiedy pracował jako strażak w terenie. Szybko zabrał się do roboty. Nim się obejrzał, minęła już szesnasta. Pośpiesznie zabrał swoje rzeczy i wyszedł. Po nim przejmował nocną zmianę inny strażak. W całym domu panowała cisza. Najpierw zajrzał do swojego pokoju. Nikogo tam nie było. Tak samo w pokoju Moni oraz w salonie. W końcu zapukał do łazienki. Cisza.
- Monica jesteś tam? - zawołał pukając
Nikt nie od powiedział. Po chwili usłyszał straszny hałas. Jakby coś spadało na kafelki w łazience. Spróbował najpierw otworzyć drzwi ale bez skutecznie. Nie czekając na nic wyważył je. Nie miał z tym najmniejszego problemu. Dziewczyna leżała na ziemi. Ostrożnie podniósł ją. Dopiero po chwili dostrzegł, że ma mokre ręce. Raptownie na nie spojrzał. Były całe we krwi. Wszędzie była krew. Od razu z lokalizował źródło czerwieni. Jego reakcja była natychniastowa. Ostrożnie położył współlokatorkę na podłodze i zdjął koszulę. Rozdarł ją. Jedną część związał jeden nadgarstek, a drugą drugi. Wziął ją na ręce i zaniósł do samochodu. Nie było czasu na czekanie na pogotowie. Jechał jak najszybciej tylko mógł. Monica była cały czas nieprzytomna. W duchu modlił się żeby zdążył na czas. Do szpitala dojechał po dwudziestu minutach. Szybko wyciągnął ją z samochodu i na chwiejnych nogach zaniósł ją na izbę przyjęć. Błędnym i błagalnym wzrokiem rozglądał się po korytarzu. Szukał pomocy. Pielęgniarka dyżurna od razu zobaczyła co się dzieje i wezwała pielęgniarzy. Położyli Monice na noszach i zabrali na sale zabiegową. Michael został sam. To wszystko działo się tak szybko. Nawet siostra gdzieś znikła. Chłopak usiadł przed salą. Nie wiedział ile czeka. W końcu odezwała się jego komórka. Odebrał po krótkiej chwili.
- Cześć Bethi - przywitał siostrę
- Chciałam się zapytać za ile będziesz w domu - wyznała - Bo właśnie stoję przed blokiem, a Monica nie otwiera. Pewnie śpi i nie słyszy.
- Jestem teraz w szpitalu - odrzekł - Nie wiem za ile będę. Na pewno nie prędko.
- Coś się stało? - zapytała się siostra - Nic tobie nie jest?
- Nie, nie. Ze mną wszystko w porządku - powiedział szybko - Tylko Moni. Ona chyba chciała popełnić samobójstwo.
- O czym ty mówisz? - zapytała się Beth - Myślałam, że będziesz dzisiaj na nią uważał.
- Uważałem - wyjaśnił Michael - Ty dzisiaj miałem dyżur. Kiedy wróciłem, znalazłem ją w łazience. Beth tam było tyle krwi.
- Spokojnie - poprosiła kobieta - W jakim jesteś szpitalu? Przyjadę jak najszybciej.
- Chyba świętej Bernadety - powiedział chłopak
- Dobrze będę za chwilę - obiecała siostra i rozłączyła się
Michael schował telefon do kieszeni. Bethi zjawiła się po kilkunastu minutach. Usiadła koło brata. Odkąd zabrali Monice do sali zabiegowej, minęła godzina. Co jakiś czas ktoś wchodził i wychodził z sali. Ale nikt nic nie chciał powiedzieć. Dopiero po jakimś czasie podszedł do nich lekarz.
- Pan jest kimś z rodziny pani Monic Baten? - zapytał się mężczyzna
- Ona nie ma rodziny - powiedział Michael - Jestem jej współlokatorem.
- Dobrze, przejdźmy do rzeczy - ponagliła lekarza Bethi - Co z Monicą?
- Straciła sporo krwi - powiedział z niesmakiem doktor. Jeszcze nigdy nie spotkał się z tym, że ktoś mówi do niego takim tonem, jak Beth - W porę trafiła tutaj. Pięć minut później nie miałaby tyle szczęścia. W tej chwili jest nieprzytomna.
- A kiedy się obudzi? - zapytał się Michael
- Ciężko to przewidzieć - odrzekł lekarz - Jej organizm musi się z regenerować a to może potrwać. Muszą państwo uzbroić się w cierpliwość.
- Możemy ją chociaż zobaczyć? - zapytała się Bethi - Bratu na pewno na tym zależy.
- Tylko chwilkę - powiedział lekarz - Pani Monica powinna znajdować się już w sali po zabiegowej.
Michael nie czekając na nic więcej poszedł do sali. Bethi pożegnała się z lekarzem i pobiegła za bratem. Po chwili znaleźli się w sali. Mich usiadł koło Moni. Była blada. Nie wiele odróżniała się od białej szpitalnej pościeli. Dopiero teraz zdał sobie sprawę ile dla niego znaczyła. Nidy nie zdobył się na odwagę żeby jej to powiedzieć.
Zaczęło się ściemniać. Dochodziła dwudziesta. Bethi próbowała namówić brata do powrotu do domu. W końcu po dość długich namowach dopieła swego. Michael znalazł się w domu grubo po północy. Najpierw posprzątał cały ten bałagan w łazience, a następnie wziął prysznic. W łóżku znalazł się po trzeciej. Mieszkanie bez Monic wydawał się taki pusty. Długo nie mógł zasnąć. Kiedy się już mu udało, ze snu wyrwał go budzik. Bezwładnie zwiesił nogi z łóżka, zmierzwił włosy i poszedł się ubrać. W drodze do pracy zawiózł zwolnienie lekarskie Moni do pracy. Przez cały dzień nie mógł się skupić. Cały czas myślał o dziewczynie. Czy się już obudziła? Jak się czuje? Nie dawało to mu spokoju. Punktualnie o czwartej wyszedł z pracy. Od razu skierował się do szpitala. Kiedy znalazł się w sali, nie znalazł tam współlokatorki. Łóżko było zaścielone. Wpadł w panikę. Gdzie się ona podziała?
- Jak się czujesz? - zapytał się od razu
- Dobrze - odrzekła lekko prze straszona - Mogę jeszcze dzisiaj u Ciebie spać?
- Pewnie - zgodził się
- Tam pod ścianą powinien być mój telefon - zaczęła drżącym głosem - Ale nie mogłam go znaleźć. Dokładnie pamiętam, jak On nim rzucił.
- Nie martw się o to - poprosił Mich - Oddam go do naprawy i będzie jak nowy. Zobaczysz.
- Nie o to chodzi - wyszeptała dziewczyna - Nie wiedziałam co mam wtedy robić. Nie potrafiłam go powstrzymać - dodała ze łzami
- Nie opowiadaj głupot - poprosił chłopak
Od razu ją przytulił. Moni wtuliła się w niego mocno. Bezgłośnie szlochała. Kiedy się uspokoiła, położyła się. Nie czuła się dobrze. Ciągle ją mdliło, było słabo oraz kręciło się w głowie. Michael zabrał swoje ubrania i poszedł do łazienki się przebrać. Następnie zrobił śniadanie, które zjadł w kuchni. Zaniósł je również Monice. Dziewczyna spała. Postawił więc je na stoliku nocnym. Zostawił również kartkę z informacją, że wychodzi i że wróci po południu. Zanim wyszedł, rozszczelnił okno. Droga do pracy zajęła mu piętnaście minut na pieszo. W biurze w straży pożarnej piętrzyła się sterta papierów, które musiał opisać, podpisać lub po prostu ułożyć. Jak on tęsknił w takich chwilach, za starymi dobrymi czasami, kiedy pracował jako strażak w terenie. Szybko zabrał się do roboty. Nim się obejrzał, minęła już szesnasta. Pośpiesznie zabrał swoje rzeczy i wyszedł. Po nim przejmował nocną zmianę inny strażak. W całym domu panowała cisza. Najpierw zajrzał do swojego pokoju. Nikogo tam nie było. Tak samo w pokoju Moni oraz w salonie. W końcu zapukał do łazienki. Cisza.
- Monica jesteś tam? - zawołał pukając
Nikt nie od powiedział. Po chwili usłyszał straszny hałas. Jakby coś spadało na kafelki w łazience. Spróbował najpierw otworzyć drzwi ale bez skutecznie. Nie czekając na nic wyważył je. Nie miał z tym najmniejszego problemu. Dziewczyna leżała na ziemi. Ostrożnie podniósł ją. Dopiero po chwili dostrzegł, że ma mokre ręce. Raptownie na nie spojrzał. Były całe we krwi. Wszędzie była krew. Od razu z lokalizował źródło czerwieni. Jego reakcja była natychniastowa. Ostrożnie położył współlokatorkę na podłodze i zdjął koszulę. Rozdarł ją. Jedną część związał jeden nadgarstek, a drugą drugi. Wziął ją na ręce i zaniósł do samochodu. Nie było czasu na czekanie na pogotowie. Jechał jak najszybciej tylko mógł. Monica była cały czas nieprzytomna. W duchu modlił się żeby zdążył na czas. Do szpitala dojechał po dwudziestu minutach. Szybko wyciągnął ją z samochodu i na chwiejnych nogach zaniósł ją na izbę przyjęć. Błędnym i błagalnym wzrokiem rozglądał się po korytarzu. Szukał pomocy. Pielęgniarka dyżurna od razu zobaczyła co się dzieje i wezwała pielęgniarzy. Położyli Monice na noszach i zabrali na sale zabiegową. Michael został sam. To wszystko działo się tak szybko. Nawet siostra gdzieś znikła. Chłopak usiadł przed salą. Nie wiedział ile czeka. W końcu odezwała się jego komórka. Odebrał po krótkiej chwili.
- Cześć Bethi - przywitał siostrę
- Chciałam się zapytać za ile będziesz w domu - wyznała - Bo właśnie stoję przed blokiem, a Monica nie otwiera. Pewnie śpi i nie słyszy.
- Jestem teraz w szpitalu - odrzekł - Nie wiem za ile będę. Na pewno nie prędko.
- Coś się stało? - zapytała się siostra - Nic tobie nie jest?
- Nie, nie. Ze mną wszystko w porządku - powiedział szybko - Tylko Moni. Ona chyba chciała popełnić samobójstwo.
- O czym ty mówisz? - zapytała się Beth - Myślałam, że będziesz dzisiaj na nią uważał.
- Uważałem - wyjaśnił Michael - Ty dzisiaj miałem dyżur. Kiedy wróciłem, znalazłem ją w łazience. Beth tam było tyle krwi.
- Spokojnie - poprosiła kobieta - W jakim jesteś szpitalu? Przyjadę jak najszybciej.
- Chyba świętej Bernadety - powiedział chłopak
- Dobrze będę za chwilę - obiecała siostra i rozłączyła się
Michael schował telefon do kieszeni. Bethi zjawiła się po kilkunastu minutach. Usiadła koło brata. Odkąd zabrali Monice do sali zabiegowej, minęła godzina. Co jakiś czas ktoś wchodził i wychodził z sali. Ale nikt nic nie chciał powiedzieć. Dopiero po jakimś czasie podszedł do nich lekarz.
- Pan jest kimś z rodziny pani Monic Baten? - zapytał się mężczyzna
- Ona nie ma rodziny - powiedział Michael - Jestem jej współlokatorem.
- Dobrze, przejdźmy do rzeczy - ponagliła lekarza Bethi - Co z Monicą?
- Straciła sporo krwi - powiedział z niesmakiem doktor. Jeszcze nigdy nie spotkał się z tym, że ktoś mówi do niego takim tonem, jak Beth - W porę trafiła tutaj. Pięć minut później nie miałaby tyle szczęścia. W tej chwili jest nieprzytomna.
- A kiedy się obudzi? - zapytał się Michael
- Ciężko to przewidzieć - odrzekł lekarz - Jej organizm musi się z regenerować a to może potrwać. Muszą państwo uzbroić się w cierpliwość.
- Możemy ją chociaż zobaczyć? - zapytała się Bethi - Bratu na pewno na tym zależy.
- Tylko chwilkę - powiedział lekarz - Pani Monica powinna znajdować się już w sali po zabiegowej.
Michael nie czekając na nic więcej poszedł do sali. Bethi pożegnała się z lekarzem i pobiegła za bratem. Po chwili znaleźli się w sali. Mich usiadł koło Moni. Była blada. Nie wiele odróżniała się od białej szpitalnej pościeli. Dopiero teraz zdał sobie sprawę ile dla niego znaczyła. Nidy nie zdobył się na odwagę żeby jej to powiedzieć.
Zaczęło się ściemniać. Dochodziła dwudziesta. Bethi próbowała namówić brata do powrotu do domu. W końcu po dość długich namowach dopieła swego. Michael znalazł się w domu grubo po północy. Najpierw posprzątał cały ten bałagan w łazience, a następnie wziął prysznic. W łóżku znalazł się po trzeciej. Mieszkanie bez Monic wydawał się taki pusty. Długo nie mógł zasnąć. Kiedy się już mu udało, ze snu wyrwał go budzik. Bezwładnie zwiesił nogi z łóżka, zmierzwił włosy i poszedł się ubrać. W drodze do pracy zawiózł zwolnienie lekarskie Moni do pracy. Przez cały dzień nie mógł się skupić. Cały czas myślał o dziewczynie. Czy się już obudziła? Jak się czuje? Nie dawało to mu spokoju. Punktualnie o czwartej wyszedł z pracy. Od razu skierował się do szpitala. Kiedy znalazł się w sali, nie znalazł tam współlokatorki. Łóżko było zaścielone. Wpadł w panikę. Gdzie się ona podziała?