Wszedł ostro w zakręt. Czuł, że samochód ledwo co przyczepił się do jezdni. Nie liczyło się to dla niego wcale. Za kilka minut będzie już w domu i będzie mógł pomóc Monic. W czasie jazdy kilka razy próbował skontaktować się z dziewczyną. Bezskutecznie. Miał nadzieję, że policja dorwała Thomasa.
Docierając pod kamienicę, dostrzegł wóz policyjny z włączonym kogutem. Zaparkował przy krawężniku i wpadł do domu niczym burza. Schody pokonywał po dwa stopnie na raz. Policjantów zastał w mieszkaniu. Jeden pilnował Toma, drugi pomagał ubrać się Moni, która ledwo co oddychała. Widząc Michaela, nieco się uspokoiła.
- Mich - wyszeptała pomiędzy spazmami
- Już dobrze kochanie - powiedział szybko do niej podbiegając - Chodź zawiozę cię do szpitala.
- Ale chyba nie dam rady - wyznała
- Dasz - odrzekł zdecydowanie
- A jak nie zdążymy i coś mu się stanie? - zapytała z zdenerwowaniem - Może będzie lepiej, jak urodzi się tutaj?
- Przestań pleść bzdury - zganił ją Michael - Idziemy skarbie.
Chłopak zamienił jeszcze kilka słów przelotnie z policjantami. Następnie wziął torbę przygotowaną przez Monic na tą okazję i pomógł jej iść. Co kawałek musieli się zatrzymywać, ponieważ skurcze nasilały się coraz bardziej. Po kilku minutach znaleźli się przy samochodzie. Ostrożnie wsadził dziewczynę do środka i zamknął za nią drzwi. Następnie pośpiesznie usiadł za kółkiem i wcisnął gaz. Na szczęście szpital mieli blisko. Szybko stanął przy izbie przyjęć. Wyciągnął Monice z samochodu i powoli weszli na oddział. Z pomocą przyszedł im pielęgniarz. Przyprowadził im wózek. A potem zabrał Moni na porodówkę. Mich poszedł za nim, lecz położna go zatrzymała.
- Chciałem być z żoną przy porodzie - powiedział od razu
- Dobrze - zgodziła się siostra - Ale na razie musi pan tu poczekać. Przyjdę, jak już będzie czas.
Michael zgodził się. Nie miał innego wyjścia. Grzecznie usiadł na krzesełku w poczekalni i wpatrywał się w zegar na ścianie. Minuty wlekły się niemiłosiernie. Kiedy ktoś wychodził z porodówki, raptownie wstawał. Lecz nawet po dwóch godzinach, nikt po niego nie wyszedł. Nawet nikt nie powiadomił go, jak się czuje Monic. Zaczął z zdenerwowania chodzić po korytarzu. W końcu zadzwonił do mamy i zapytał się o Cass. Rosalie w skrócie streściła mu co takiego robi mała z dziadkiem.
- A co z Monicą? - zapytała się Ross
- Sam jeszcze nic nie wiem - wyznał - Odkąd zabrali ją na porodówkę nie mam żadnych informacji.
- Wiesz to może trochę potrwać - przyznała kobieta
- Ale czemu tak długo? - zapytał Mich
- Musisz uzbroić się w cierpliwość - powiedziała Rosalie - Zadzwoń, jak będziesz coś już wiedział, dobrze?
- Dobrze mamo - zgodził się chłopak
Od razu zakończył połączenie. Usiadł na krześle i czekał dalej. Gdy drzwi od porodówki otworzyły się ponownie, wyszedł z nich lekarz. Michael zatrzymał go.
- Przepraszam doktorze - powiedział od razu - Nie wie pan co się dzieje z moją narzeczoną?
- Kiedy ją zabrali? - zapytał meżczyzna
- Około trzech, czterech godzin temu - wyznał - Trochę się martwię, bo miała przyjść po mnie siostra. Ale jeszcze nie przyszła i nie wiem co się dzieje.
- Dobrze sprawdzę i zaraz do pana przyjdę - zgodził się doktor
Mich obserwował go. Miał może trzydzieści pięć do czterdziestu lat. Jego oczy wyrażały mądrość i chęć pomocy innym. Poczekał aż wejdzie na porodówkę, a następnie sam usiadł na krześle. Zanim pojawił się ponownie lekarz, minęło może kilka minut.
- Obawiam się, że może to potrwać - wyjaśnił mężczyzna - Poród zaczął się sześć tygodni wcześniej niż to było zaplanowane i dziecko nie zdążyło się jeszcze obrócić.
- Ale nic im się nie stanie? - zapytał Michael
- Postaramy się - zapewnił mężczyzna - Jeśli nic się nie zmieni w ciągu pół godziny, pańska narzeczona będzie miała cesarkę. Nic więcej nie mogę panu już powiedzieć. Proszę uzbroić się w cierpliwość.
- Dziękuję bardzo panie doktorze - podziękował mu Mich
- Jeszcze nie ma za co - wyznał - Jak już się urodzi, to proszę przyjść do mnie do gabinetu i powiedzieć o tym.
- Dobrze - zgodził się
Michael pożegnał się z lekarzem. Teraz już był nieco spokojniejszy. Spojrzał na zegarek. Była już dwudziesta. Czyli około dziewiątej, będzie wiedział już co z Monic. Usiadł na krześle i wpatrywał się w zegarek. Koło niego siedziało kilku ludzi lecz i oni po jakimś czasie opuścili poczekalnie. Po godzinie dwudziestej pierwszej, ponownie zaczął chodzić po poczekalni. Coś się działo. Dlaczego nikt nic mu nie mówił? Chwilę później z porodówki wyszła położna.
- Panie Nordson - zaczęła kobieta - Gratuluję. Urodził się panu zdrowy syn. Ma prawie pięć i pół funta wagi i około sto sześć cali. Jako że jest wcześniakiem, umieściliśmy go w inkubatorze.
- Tak się cieszę - wyszeptał - A co z Monic?
- Poród okazał się dla niej ciężki - wyznała ze smutkiem - Staramy się aby nie miała żadnych powikłań.
- Ale będę mógł ją teraz zobaczyć? - zapytał Michael
- Przykro mi - zaprzeczyła kobieta - Na razie jest pod działaniem narkozy. Obudzi się jutro koło południa. Wtedy będziemy wiedzieć, czy wszystko się udało. A na razie może pójść pan zobaczyć dziecko.
- Ale co mogło się nie udać? - zapytał z niepokojem - Przecież podczas cesarki nie powinno być zagrożenia.
- Panie Nordson możliwe że pańska narzeczona będzie sparaliżowana - powiedziała położna - Skurcze były zbyt silne i mogły uszkodzić rdzeń. Ale o tym przekonamy się, jak się wybudzi.
Mich stał jak słup. Nie docierały do niego słowa siostry. Przecież to nie możliwe. Na pewno się przesłyszał. Położna zaprowadziła go sali dla noworodków. Mały znajdował się już w inkubatorze. Do noska miał przyczepioną rurkę, która pozwalała mu oddychać. Koło dziecka kręciła się pielęgniarka i co jakiś czas zapisywała coś na kartce. Jego syn był taki mały i Michowi wydawał się kruchy. Cieszył się, że nic mu nie jest. I modlił się aby Monic też nic się nie stało.
Docierając pod kamienicę, dostrzegł wóz policyjny z włączonym kogutem. Zaparkował przy krawężniku i wpadł do domu niczym burza. Schody pokonywał po dwa stopnie na raz. Policjantów zastał w mieszkaniu. Jeden pilnował Toma, drugi pomagał ubrać się Moni, która ledwo co oddychała. Widząc Michaela, nieco się uspokoiła.
- Mich - wyszeptała pomiędzy spazmami
- Już dobrze kochanie - powiedział szybko do niej podbiegając - Chodź zawiozę cię do szpitala.
- Ale chyba nie dam rady - wyznała
- Dasz - odrzekł zdecydowanie
- A jak nie zdążymy i coś mu się stanie? - zapytała z zdenerwowaniem - Może będzie lepiej, jak urodzi się tutaj?
- Przestań pleść bzdury - zganił ją Michael - Idziemy skarbie.
Chłopak zamienił jeszcze kilka słów przelotnie z policjantami. Następnie wziął torbę przygotowaną przez Monic na tą okazję i pomógł jej iść. Co kawałek musieli się zatrzymywać, ponieważ skurcze nasilały się coraz bardziej. Po kilku minutach znaleźli się przy samochodzie. Ostrożnie wsadził dziewczynę do środka i zamknął za nią drzwi. Następnie pośpiesznie usiadł za kółkiem i wcisnął gaz. Na szczęście szpital mieli blisko. Szybko stanął przy izbie przyjęć. Wyciągnął Monice z samochodu i powoli weszli na oddział. Z pomocą przyszedł im pielęgniarz. Przyprowadził im wózek. A potem zabrał Moni na porodówkę. Mich poszedł za nim, lecz położna go zatrzymała.
- Chciałem być z żoną przy porodzie - powiedział od razu
- Dobrze - zgodziła się siostra - Ale na razie musi pan tu poczekać. Przyjdę, jak już będzie czas.
Michael zgodził się. Nie miał innego wyjścia. Grzecznie usiadł na krzesełku w poczekalni i wpatrywał się w zegar na ścianie. Minuty wlekły się niemiłosiernie. Kiedy ktoś wychodził z porodówki, raptownie wstawał. Lecz nawet po dwóch godzinach, nikt po niego nie wyszedł. Nawet nikt nie powiadomił go, jak się czuje Monic. Zaczął z zdenerwowania chodzić po korytarzu. W końcu zadzwonił do mamy i zapytał się o Cass. Rosalie w skrócie streściła mu co takiego robi mała z dziadkiem.
- A co z Monicą? - zapytała się Ross
- Sam jeszcze nic nie wiem - wyznał - Odkąd zabrali ją na porodówkę nie mam żadnych informacji.
- Wiesz to może trochę potrwać - przyznała kobieta
- Ale czemu tak długo? - zapytał Mich
- Musisz uzbroić się w cierpliwość - powiedziała Rosalie - Zadzwoń, jak będziesz coś już wiedział, dobrze?
- Dobrze mamo - zgodził się chłopak
Od razu zakończył połączenie. Usiadł na krześle i czekał dalej. Gdy drzwi od porodówki otworzyły się ponownie, wyszedł z nich lekarz. Michael zatrzymał go.
- Przepraszam doktorze - powiedział od razu - Nie wie pan co się dzieje z moją narzeczoną?
- Kiedy ją zabrali? - zapytał meżczyzna
- Około trzech, czterech godzin temu - wyznał - Trochę się martwię, bo miała przyjść po mnie siostra. Ale jeszcze nie przyszła i nie wiem co się dzieje.
- Dobrze sprawdzę i zaraz do pana przyjdę - zgodził się doktor
Mich obserwował go. Miał może trzydzieści pięć do czterdziestu lat. Jego oczy wyrażały mądrość i chęć pomocy innym. Poczekał aż wejdzie na porodówkę, a następnie sam usiadł na krześle. Zanim pojawił się ponownie lekarz, minęło może kilka minut.
- Obawiam się, że może to potrwać - wyjaśnił mężczyzna - Poród zaczął się sześć tygodni wcześniej niż to było zaplanowane i dziecko nie zdążyło się jeszcze obrócić.
- Ale nic im się nie stanie? - zapytał Michael
- Postaramy się - zapewnił mężczyzna - Jeśli nic się nie zmieni w ciągu pół godziny, pańska narzeczona będzie miała cesarkę. Nic więcej nie mogę panu już powiedzieć. Proszę uzbroić się w cierpliwość.
- Dziękuję bardzo panie doktorze - podziękował mu Mich
- Jeszcze nie ma za co - wyznał - Jak już się urodzi, to proszę przyjść do mnie do gabinetu i powiedzieć o tym.
- Dobrze - zgodził się
Michael pożegnał się z lekarzem. Teraz już był nieco spokojniejszy. Spojrzał na zegarek. Była już dwudziesta. Czyli około dziewiątej, będzie wiedział już co z Monic. Usiadł na krześle i wpatrywał się w zegarek. Koło niego siedziało kilku ludzi lecz i oni po jakimś czasie opuścili poczekalnie. Po godzinie dwudziestej pierwszej, ponownie zaczął chodzić po poczekalni. Coś się działo. Dlaczego nikt nic mu nie mówił? Chwilę później z porodówki wyszła położna.
- Panie Nordson - zaczęła kobieta - Gratuluję. Urodził się panu zdrowy syn. Ma prawie pięć i pół funta wagi i około sto sześć cali. Jako że jest wcześniakiem, umieściliśmy go w inkubatorze.
- Tak się cieszę - wyszeptał - A co z Monic?
- Poród okazał się dla niej ciężki - wyznała ze smutkiem - Staramy się aby nie miała żadnych powikłań.
- Ale będę mógł ją teraz zobaczyć? - zapytał Michael
- Przykro mi - zaprzeczyła kobieta - Na razie jest pod działaniem narkozy. Obudzi się jutro koło południa. Wtedy będziemy wiedzieć, czy wszystko się udało. A na razie może pójść pan zobaczyć dziecko.
- Ale co mogło się nie udać? - zapytał z niepokojem - Przecież podczas cesarki nie powinno być zagrożenia.
- Panie Nordson możliwe że pańska narzeczona będzie sparaliżowana - powiedziała położna - Skurcze były zbyt silne i mogły uszkodzić rdzeń. Ale o tym przekonamy się, jak się wybudzi.
Mich stał jak słup. Nie docierały do niego słowa siostry. Przecież to nie możliwe. Na pewno się przesłyszał. Położna zaprowadziła go sali dla noworodków. Mały znajdował się już w inkubatorze. Do noska miał przyczepioną rurkę, która pozwalała mu oddychać. Koło dziecka kręciła się pielęgniarka i co jakiś czas zapisywała coś na kartce. Jego syn był taki mały i Michowi wydawał się kruchy. Cieszył się, że nic mu nie jest. I modlił się aby Monic też nic się nie stało.