tyle raz mój blog był odwiedzany

niedziela, 18 grudnia 2011

Rozdział 12

        Wszedł ostro w zakręt. Czuł, że samochód ledwo co przyczepił się do jezdni. Nie liczyło się to dla niego wcale. Za kilka minut będzie już w domu i będzie mógł pomóc Monic. W czasie jazdy kilka razy próbował skontaktować się z dziewczyną. Bezskutecznie. Miał nadzieję, że policja dorwała Thomasa.
        Docierając pod kamienicę, dostrzegł wóz policyjny z włączonym kogutem. Zaparkował przy krawężniku i wpadł do domu niczym burza. Schody pokonywał po dwa stopnie na raz. Policjantów zastał w mieszkaniu. Jeden pilnował Toma, drugi pomagał ubrać się Moni, która ledwo co oddychała. Widząc Michaela, nieco się uspokoiła.
- Mich - wyszeptała pomiędzy spazmami
- Już dobrze kochanie - powiedział szybko do niej podbiegając - Chodź zawiozę cię do szpitala.
- Ale chyba nie dam rady - wyznała
- Dasz - odrzekł zdecydowanie
- A jak nie zdążymy i coś mu się stanie? - zapytała z zdenerwowaniem - Może będzie lepiej, jak urodzi się tutaj?
- Przestań pleść bzdury - zganił ją Michael - Idziemy skarbie.
            Chłopak zamienił jeszcze kilka słów przelotnie z policjantami. Następnie wziął torbę przygotowaną przez Monic na tą okazję i pomógł jej iść. Co kawałek musieli się zatrzymywać, ponieważ skurcze nasilały się coraz bardziej. Po kilku minutach znaleźli się przy samochodzie. Ostrożnie wsadził dziewczynę do środka i zamknął za nią drzwi. Następnie pośpiesznie usiadł za kółkiem i wcisnął gaz. Na szczęście szpital mieli blisko. Szybko stanął przy izbie przyjęć. Wyciągnął Monice z samochodu i powoli weszli na oddział. Z pomocą przyszedł im pielęgniarz. Przyprowadził im wózek. A potem zabrał Moni na porodówkę. Mich poszedł za nim, lecz położna go zatrzymała.
- Chciałem być z żoną przy porodzie - powiedział od razu
- Dobrze - zgodziła się siostra - Ale na razie musi pan tu poczekać. Przyjdę, jak już będzie czas.
          Michael zgodził się. Nie miał innego wyjścia. Grzecznie usiadł na krzesełku w poczekalni i wpatrywał się w zegar na ścianie. Minuty wlekły się niemiłosiernie. Kiedy ktoś wychodził z porodówki, raptownie wstawał. Lecz nawet po dwóch godzinach, nikt po niego nie wyszedł. Nawet nikt nie powiadomił go, jak się czuje Monic. Zaczął z zdenerwowania chodzić po korytarzu. W końcu zadzwonił do mamy i zapytał się o Cass. Rosalie w skrócie streściła mu co takiego robi mała z dziadkiem.
- A co z Monicą? - zapytała się Ross
- Sam jeszcze nic nie wiem - wyznał - Odkąd zabrali ją na porodówkę nie mam żadnych informacji.
- Wiesz to może trochę potrwać - przyznała kobieta
- Ale czemu tak długo? - zapytał Mich
- Musisz uzbroić się w cierpliwość - powiedziała Rosalie - Zadzwoń, jak będziesz coś już wiedział, dobrze?
- Dobrze mamo - zgodził się chłopak
           Od razu zakończył połączenie. Usiadł na krześle i czekał dalej. Gdy drzwi od porodówki otworzyły się ponownie, wyszedł z nich lekarz. Michael zatrzymał go.
- Przepraszam doktorze - powiedział od razu - Nie wie pan co się dzieje z moją narzeczoną?
- Kiedy ją zabrali? - zapytał meżczyzna
- Około trzech, czterech godzin temu - wyznał - Trochę się martwię, bo miała przyjść po mnie siostra. Ale jeszcze nie przyszła i nie wiem co się dzieje.
- Dobrze sprawdzę i zaraz do pana przyjdę - zgodził się doktor
          Mich obserwował go. Miał może trzydzieści pięć do czterdziestu lat. Jego oczy wyrażały mądrość i chęć pomocy innym. Poczekał aż wejdzie na porodówkę, a następnie sam usiadł na krześle. Zanim pojawił się ponownie lekarz, minęło może kilka minut.
- Obawiam się, że może to potrwać - wyjaśnił mężczyzna - Poród zaczął się sześć tygodni wcześniej niż to było zaplanowane i dziecko nie zdążyło się jeszcze obrócić.
- Ale nic im się nie stanie? - zapytał Michael
- Postaramy się - zapewnił mężczyzna - Jeśli nic się nie zmieni w ciągu pół godziny, pańska narzeczona będzie miała cesarkę. Nic więcej nie mogę panu już powiedzieć. Proszę uzbroić się w cierpliwość.
- Dziękuję bardzo panie doktorze - podziękował mu Mich
- Jeszcze nie ma za co - wyznał - Jak już się urodzi, to proszę przyjść do mnie do gabinetu i powiedzieć o tym.
- Dobrze - zgodził się
             Michael pożegnał się z lekarzem. Teraz już był nieco spokojniejszy. Spojrzał na zegarek. Była już dwudziesta. Czyli około dziewiątej, będzie wiedział już co z Monic. Usiadł na krześle i wpatrywał się w zegarek. Koło niego siedziało kilku ludzi lecz i oni po jakimś czasie opuścili poczekalnie. Po godzinie dwudziestej pierwszej, ponownie zaczął chodzić po poczekalni. Coś się działo. Dlaczego nikt nic mu nie mówił? Chwilę później z porodówki wyszła położna.
- Panie Nordson - zaczęła kobieta - Gratuluję. Urodził się panu zdrowy syn. Ma prawie pięć i pół funta wagi i około sto sześć cali. Jako że jest wcześniakiem, umieściliśmy go w inkubatorze.
- Tak się cieszę - wyszeptał - A co z Monic?
- Poród okazał się dla niej ciężki - wyznała ze smutkiem - Staramy się aby nie miała żadnych powikłań.
- Ale będę mógł ją teraz zobaczyć? - zapytał Michael
- Przykro mi - zaprzeczyła kobieta - Na razie jest pod działaniem narkozy. Obudzi się jutro koło południa. Wtedy będziemy wiedzieć, czy wszystko się udało. A na razie może pójść pan zobaczyć dziecko.
- Ale co mogło się nie udać? - zapytał z niepokojem - Przecież podczas cesarki nie powinno być zagrożenia.
- Panie Nordson możliwe że pańska narzeczona będzie sparaliżowana - powiedziała położna - Skurcze były zbyt silne i mogły uszkodzić rdzeń. Ale o tym przekonamy się, jak się wybudzi.
            Mich stał jak słup. Nie docierały do niego słowa siostry. Przecież to nie możliwe. Na pewno się przesłyszał. Położna zaprowadziła go sali dla noworodków. Mały znajdował się już w inkubatorze. Do noska miał przyczepioną rurkę, która pozwalała mu oddychać. Koło dziecka kręciła się pielęgniarka i co jakiś czas zapisywała coś na kartce. Jego syn był taki mały i Michowi wydawał się kruchy. Cieszył się, że nic mu nie jest. I modlił się aby Monic też nic się nie stało.

wtorek, 6 grudnia 2011

Rozdział 11

                              ~SIEDEM MIESIĘCY PÓŹNIEJ~

           Monica coraz częściej miała już wszystkiego dość. W tej chwili wyglądała niczym hipopotam. Mimo że Michael pomagał jej na każdym kroku, było jej ciężko. Nogi nieraz odmawiały posłuszeństwa. Marzyła aby to się już skończyło. Ciąża przebiegała prawidłowo, ale coś mówiło jej aby przygotowała się na najgorsze. Całe szczęście mała Cass nie potrzebowała już tyle uwagi i dostosowała się do sytuacji. Potrafiła się jednym słowem zająć sobą.
           Pewnego razu Michael zaproponował, że pojadą w niedziele do jego rodziców na obiad. Wszystko zresztą już ustalił z rodzicami. Lecz przeddzień Monica źle się poczuła. 
- Zadzwonię do mamy i powiem, że jednak nie przyjedziemy - powiedział w końcu Mich 
- Bez sensu - odrzekła Monic - Weź Cassandre i jeźdźcie razem. Mała tak bardzo cieszyła się na wizytę u rodziców. 
- Ale przecież nie zostawimy ciebie samej w domu - wyznał - A co jak się zacznie?
- Nic się nie zacznie - wyjaśniła - Kobieta to czuje. A ja z chęcią sobie odpocznę i pewnie się zdrzemnę. A wy w tym czasie tylko byście się nudzili.
- Sam nie wiem - zawahał się 
- Jak coś będzie nie tak to zadzwonię - obiecała - I już nie panikuj, bo sama osobiście wyrzucę ciebie z domu.
          Michael niepewnie się zgodził. Zresztą nie chciał niepotrzebnie denerwować Monic, bo mogło by to zaszkodzić dziecku. Wieczorem przygotował kąpiel dla narzeczonej a potem zajął się Cass. Dziewczynka uwielbiała, jak ktoś czytał jej bajki. Siedziała wtedy w swoim łóżeczku niczym aniołek. 
- A może dzisiaj poczytać mi mamusia? - zaproponowała
- Skarbie mama jest zmęczona i musi odpocząć wiesz - odpowiedział jej Mich - Ale ja też umiem czytać tak fajnie jak mama, więc może dzisiaj dasz mi szansę? Będzie fajnie zobaczysz.
        Dziewczynka uśmiechnęła się od ucha do ucha. Michael sięgnął z półeczki książkę z bajkami. Akurat wybrał ulubioną bajkę Cass. Czytanie zajęło im godzinę. W między czasie czytania mała zasnęła. Chłopak zgasił światło. Zostawił tylko włączoną małą lampkę przy łóżeczku. Wychodząc zostawił uchylone drzwi. Monica nie lubiła jak je zamykał. Zawsze mówiła, że usłyszy wtedy Cassandrę gdyby płakała. Cicho wszedł do sypialni. Monica siedziała w fotelu bujanym. Pamiętał, że kupił go kilka miesięcy temu. Moni od razu przypadł do gustu.
- Myślałem, że już śpisz - powiedział cicho
- Nie mogłam zasnąć - wyjaśniła dziewczyna - Mały strasznie kopie. Chyba nie może się już doczekać.
- Musi jeszcze poczekać miesiąc - zauważył Mich
- Mam nadzieję, że będzie chciał - odrzekła - Cass śpi już?
- Tak, zasnęła kilka minut temu - wyznał - I koniecznie chciała żebyś przeczytała jej dzisiaj bajkę.
- Jutro to zrobię - obiecała - Pamiętaj żeby zabrać dla mamy te leki, o które prosiła.
- O to się już nie martw - poprosił - A teraz może się połóż, bo jeszcze się przeziębisz.
- Złego diabli nie biorą - zaśmiała się Monic wstając z fotela.
             Powoli podeszła do łóżka i na nim usiadła. Mich pomógł się jej położyć. Przez chwilę śmiali się z jej "nadwagi". Michaelowi nie przeszkadzało to jak wygląda teraz Monic. Wręcz przeciwnie. Zachwycała go jeszcze bardziej. Okrył ją pierzyną a następnie sam się koło niej położył. Jeszcze jakiś czas rozmawiali. W końcu Monica stwierdziła, że ma dość i oboje poszli spać. 
            Rano wstał wcześnie. Zrobił Cassandrze śniadanie i postarał się o to żeby mała nie obudziła Monic. Następnie poszukał dziewczynce ładną sukienkę oraz w miarę pasujące do niej buty. Cass od razu pobiegła pochwalić się Monic jaką ma sukienkę. Mich nie zdążył jej zatrzymać.
- Mamusiu, mamusiu - zawołała dziewczynka wskakując na łóżko - Zobacz jak wyglądam.
- Ślicznie - odrzekła Monica otwierając oczy - Kto cię tak ubrał.
- Tatuś - powiedziała poważnie - Nawet zrobił mi pyszną kolację.
- Chyba śniadanko - poprawiła dziewczynkę
- Nie zdążyłem jej zatrzymać - wyznał Mich 
- Mogłeś mnie obudzić - zauważyła - Pomogłabym tobie.
- Dzisiaj cały dzień spędzasz w łóżku - powiedział Mich podając jej tacę z śniadaniem - A my teraz jedziemy do babci Rosalie i dziadka Josha.
- Super - zaklaskała w rączki dziewczynka - Lubię jeździć do babci i dziadka.
- W takim razie zbieramy się - odrzekł Mich - Będziemy po południu. Jakby coś się działo to dzwoń. Przyjadę od razu.
- Nic się nie stanie - wyznała - A teraz lepiej już jedźcie. Udanej wycieczki.
              Mich pocałował ją na pożegnanie. Następnie ściągnął dziewczynkę z łóżka i zaprowadził ją do przed pokoju, gdzie pomógł się jej ubrać. Powoli poszli do samochodu. Wsiadając do auta, pomachali, wyglądającej przez okno Monic. Droga na wieś zajęła im godzinę. Jego matka czekała na nich przed domem. Gdy zobaczyła, że nie ma z nimi przyszłej synowej, zmartwiła się.
- A gdzie Monic? - zapytała od razu - Coś się stało?
- Nie mamo - odrzekł szybko - Źle się czuła i nie chciała z nami jechać. Powiedziała, że przyjedzie następnym razem.
- Nie powinieneś jej teraz zostawiać samej - zauważyła Rosalie 
- Spokojnie mamo - poprosił - Wszystko jest pod kontrolą.
              Kobieta zaczęła coś tam marudzić pod nosem. Michael wyciągnął w między czasie Cass z samochodu. Dziewczynka zaczęła biegać po podwórku, próbując złapać kurę. Jeszcze chwile postali na dworze, potem Rosi wzięła małą i poszła pokazać jej zwierzaki. Mich natomiast zaczął szukać ojca. Znalazł go w garażu. Znowu starał się jakoś ulepszyć swoje auto. Pomógł mu przy tym. Po godzinie zawołała ich Rosalie na obiad. Siadając do stołu, chłopak usłyszał dźwięk telefonu. Szybko poszukał go w kurtce. Dzwoniła Monic. Odebrał bez zastanowienia. 
- Co się dzieje? - zapytał
- Mich proszę przyjedź do domu - powiedziała Moni - Nie wiem co robić. Do drzwi dobija się Thomas. 
- Nie otwieraj jemu - odrzekł - Zadzwonię po policję i poproszę żeby do ciebie podjechali. Dobrze? A ja już wyjeżdżam.
- Ała - krzyknęła do słuchawki dziewczyna
- Co jest? - zapytał zdezorientowany
- Proszę przyjedź - zawołała - Chyba się zaczęło przez to wszytko.
- Co? - zapytał niepewnie - Oddychaj głęboko. Będę za pół godziny.
            Michael zerwał się z miejsca. Nie wiedział w sumie co ma najpierw zrobić. Zaczął ubierać Cassandrę lecz matka jemu przerwała. 
- Jedź sam - powiedziała - My zajmiemy się małą. Tylko uważaj na drodze. 
- Dziękuje mamo - krzyknął wybiegając z domu.
         Szybko wsiadł do samochodu. Drżącymi rękoma zaczął wsadzać kluczyki do stacyjki. Udało się jemu dopiero za trzecim podejściem. Dodał gazu. Chyba nawet za dużo, gdyż pod kołami zaskwierczał piach. Od razu wykręcił numer na policję i poprosił żeby zajrzeli do niego do domu. W skrócie streścił sytuację. Thomas miał zakaz zbliżania się do Monic. Dlaczego złamał zasady warunkowego zwolnienia? Miał tylko nadzieję, że zdąży na czas. Żeby tylko Tom nie włamał się do mieszkania i nic nie zrobił Moni i dziecku. Gorączkowo zacisnął dłonie na kierownicy. Musi zdążyć. Nie ma wyjścia.

sobota, 12 listopada 2011

Rozdział 10

              Jeszcze tego samego dnia, przed pojechaniem do sklepu, Monic pojechała z Michaelem do jego rodziców. Chodź chłopak zapewniał ją, że są sympatyczni i otwarci, nie przekonywało ją to za bardzo. Jak się później okazało, byli to ludzie koło pięćdziesiątki. Przywitali ich życzliwie. Mich przedstawił ją, jako swoją przyszłą żonę i od razu obwieścili że zostaną podwójnymi dziadkami. Na początku wszak że byli oszołomieni, jednak szczerze im gratulowali i obiecali, że pomogą przy wychowywaniu wnuków.
              Po wizycie u rodziców Michaela, Monica zaczęła kompletować rzeczy do pokoju Cassandry. Chciała żeby dziewczynka czuła się jak u siebie w domu. Chociaż tyle mogli jej zapewnić. Dziewczyna wiedziała, jak bardzo przeżywa to Mich i starała się jak tylko mogła.
              W poniedziałek wszystko było gotowe. Moni została w domu i czekała na powrót Michaela z opieki społecznej. Wieczorem ustalili że to on po nią pojedzie. Dziewczyna z zdenerwowaniem patrzyła na zegarek. Powinni już być. Usiadła w salonie i dalej czekała. W końcu usłyszała zgrzyt klucza. Poderwała się na równe nogi. Do mieszkania wszedł Mich, z torbą przewieszoną przez ramię. Cass stała koło niego. Monica wyciągnęła ramiona i mocno przytuliła dziewczynkę.
- Witaj w domu - wyszeptała do ucha małej - Cieszę się, że już jesteś.
- Cass to jest Monica - zaczął Mich - Ona też będzie się tobą opiekować.
- Będziesz moją nową mamusią? - zapytała niepewnie dziewczynka
- A chcesz tak do mnie mówić? - zapytała cicho Moni - Możesz mówić do mnie po imieniu, jak chcesz. A teraz chodź. Pokażemy tobie twój nowy pokój.
             Monica chwyciła na ręce dziecko. Ważyło już trochę. Postawiła je dopiero w pokoju. Cassandra dokładnie obejrzała pomieszczenie. Rozglądała się dookoła. W końcu podeszła do zabawek i spojrzała się na Micha. Chłopak pokiwał głową, zgadzając się. Następnie wziął Monic za rękę i wyszli z pokoju.
- Zostawmy ją samą - poprosił - Musi się zaaklimatyzować i przyzwyczaić.
- Skarbie jak będziesz czegoś potrzebować to zawołasz dobrze? - zapytała się Monica - Będziemy w kuchni.
- Dobrze - odrzekła cicho dziewczynka
            Monic poszła za Michaelem do kuchni. Dziewczyna zaczęła przygotowywać obiad. Na pewno oboje są głodni. Dwie godziny później już w trójkę zasiedli do stołu. Dziewczynka krzywiła się na widok zielonego groszku z marchewką. Ale za to z apetytem zjadła kurczaka i zapiekane ziemniaki. Po obiedzie Monica pozbierała naczynia i zaczęła zmywać. Natomiast Michael zajął się Cass. Oboje poszli do jej pokoju i zaczęli się bawić misiami. Monica przez chwilę się im przyglądała. Teraz wyglądali jak prawdziwa rodzina. I nie mogła wyjść z podziwu, w jaki sposób Mich zajmuje się dzieckiem. Mała piszczała i krzyczała z radości.
         Następnego dnia Monica poszła do pracy załatwić sobie urlop wychowawczy. Już wcześniej ustaliła z Michaelem, że to ona zajmie się opieką nad Cass, do momentu aż dziewczynka będzie mogła pójść do przedszkola. Mich natomiast zabrał małą na plac zabaw.

środa, 19 października 2011

Rozdział 9

            Tak, jak przysiągł Mich w szpitalu, zaczął sprawdzać od razu sytuację małej Cassandry. Pielęgniarka powiedziałam mu, że tak ma na imię dziewczynka. Do tej pory nikt się po nią nie zjawił. Monica wróciła już do pracy, więc miał sporo czasu żeby chodzić do opieki społecznej i starać się o opiekę nad dzieckiem. Niczego bardziej nie pragnął. Czuł się za nią odpowiedzialny.
            Miesiąc później czekał na decyzje z sądu. Jedna z opiekunek środowiskowych złożyła wniosek o prawa do opieki. Nie mógł się doczekać, kiedy powie o tym Monic. Zaczął przygotowywać obiad, gdy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Spojrzał na zegarek. Była druga. Trochę za wcześnie, jak na powrót dziewczyny do domu. Wziął kule i kuśtykając poszedł do przedpokoju. W drzwiach stała Moni.
- Jesteś trochę za wcześnie w domu - zauważył - Coś się stało?
- Wszystko dobrze - powiedziała odwracając się do niego przodem - Tylko źle się czuję i muszę się położyć.
            Mich przyjrzał się jej dokładniej. Była strasznie blada i do tego roztrzęsiona. Nie powiedział jej o tym. Pozwolił jej w spokoju pójść do ich sypialni. On natomiast udał się do kuchni. Nastawił wodę i przygotował melisę. Może to pomoże się jej odprężyć. Kiedy zaniósł jej wywar, spała już. Postawił go na nocnej szafce i wyszedł z pokoju. W salonie włączył sobie jakiś film, który go wciągnął. Do rzeczywistości przywołał go dopiero dźwięk telefonu. Wstał z sofy i poszedł odebrać.
- Halo - powiedział do słuchawki
- Dobry wieczór, zastałem Monice Baten? - zapytał głos w słuchawce a chłopak rozpoznał w nim adwokata Monic
- Teraz śpi - wyznał - Coś przekazać?
- Może tylko tyle, że dzwoniłem - poprosił Mecenas - Chciałem się upewnić, czy dobrze się czuje po rozprawie.
- Po jakiej rozprawie? - zapytał Mich
- Dzisiaj odbyła się rozprawa przeciwko Thomasowi - wyjaśnił - Nic panu nie mówiła?
- Nie - rzekł krótko - Przepraszam, ale muszę kończyć. Przekaże, że pan dzwonił mecenasie. Dobrej nocy.
- Dobranoc - powiedział szybko prawnik i się rozłączył
            Michael nie mógł uwierzyć własnym uszom. Nic mu nie powiedziała o rozprawie. Teraz już rozumiał czemu dzisiaj wróciła taka roztrzęsiona. Ale dlaczego nic mu nie powiedziała? Nie ufała mu? Z żalem poszedł do niej zobaczyć. Nadal spała. Westchnął głośno. Nie miał serca jej budzić. Musi z nią szczerze jutro porozmawiać. Poszedł do łazienki i się umył. Następnie poszedł się położyć. Długo nie mógł zasnąć. Przewracał się z boku na bok. Od tego pożaru i wypadku, wszystko stało się strasznie zagmatwane i niepewne. Całe szczęście jutro był weekend.
            Rano obudził się przed Monicą. Założył szlafrok i poszedł zrobić śniadanie. Ciągle słyszał słowa wypowiedziane wczoraj przez prawnika Monic. Musi z nią dzisiaj porozmawiać.Kończąc przygotowanie jajecznicy, usłyszał ciche kroki na korytarzu. Wyjrzał z kuchni. Monica szła w jego stronę. Uśmiechnął się do niej szeroko.
- Co robisz? - zapytała Monic, wciągając powietrze głęboko przez nos.
- Jajecznicę z bekonem - powiedział dumnie - Twoją ulubioną.
            Dziewczyna zatrzymała się w pół kroku i zamarła. Nagle szybko odwróciła się, zakryła usta ręką i popędziła do łazienki. Mich zmarszczył brwi. Wyłączył gaz pod patelni i poszedł zobaczyć co się dzieje. Zapukał cicho do drzwi toalety. W środku słyszał tylko spazm oraz odruchy wymiotne. Wrócił z powrotem do kuchni i chwycił ściereczkę do naczyń. Następnie wyciągnął lód z zamrażalki i zawinął go w ścierkę. Potem poszedł do łazienki. Już nie pukał. Wszedł po środka. Monica opierała głowę i muszę klozetową i głośno oddychała. Delikatnie objął ją i przechylił do tyłu, opierając o swój tors. Dziewczyna zaczęła się sprzeciwiać. Szybko przyłożył jej lód do karku.
- Oprzyj się o mnie - polecił - Zaraz wszystko minie.
            Moni wykonała jego polecenia. Chyba pomagało, bo czuł, jak się odpręża i lekko przymyka powieki. Kiedy wszystko ustało, poprosił ją, żeby poszła się położyć. Nie sprzeciwiła się. Poszła wolnym krokiem, podtrzymując się ściany. On z kolei poszedł do kuchni i nastawił wodę. Poszukał w szafkach mięty. Znalazł taką specjalną, ręcznie suszoną przez jego mamę. W sumie dawno u nich nie był. Będzie musiał to nadrobić. Może pojadą tam z Moni razem. Zaparzył miętę i zaniósł ją Monic.
- Już dobrze? - zapytał wchodząc do pokoju
- Tak, dziękuję - odrzekła dziewczyna
- Musisz na siebie uważać - powiedział Michael - Teraz w okresie jesieni nie trudno o chorobę. Powinnaś dzisiaj odpocząć.
- To nie jest choroba - wyjaśniła cicho Monica - I tak chciałam już to jakiś czas temu tobie powiedzieć.
- Wiem o tym - przyznał chłopak
- Tak? - zapytała niepewnie - Skąd?
- Wczoraj dzwonił tutaj twój adwokat - wyznał Mich - Powiedział mi o wczorajszej rozprawie. Trzeba było mi powiedzieć, to poszedłbym z tobą.
- Aaa - wychrypiała dziewczyna - Ale to nie dlatego źle się czuję.
- A dlaczego? - zapytał
- Michael jestem w ciąży - wyszeptała - Z tobą.
              Mich spojrzał się na nią niepewnie. Nie wiedział, jak ma zinterpretować słowa dziewczyny. Była w ciąży. Nie musiał się przesłyszeć. Ale. Przecież miała poranne mdłości i była strasznie blada. Zresztą ostatnio zachowywała się nieswojo.
- Jesteś w ciąży? - zapytał najnormalniej w świecie - Ze mną tak?
- Tak Mich - wyszeptała, wierzchem ręki ocierając policzki
- Skarbie nie płacz - poprosił mocno ją przytulając - Wiem, że moja reakcja była nietypowa. Ale cieszę się, że będziemy mieć dziecko.
- Chyba dzieci - poprawiła go Monic - Zapomniałeś dodać Cassandrę.
- Ale ona jeszcze nie jest tak całkiem nasza - zauważył Mich
- Jest -wyznała - Wczoraj, po rozprawie dzwoniła do mnie pani z opieki. Powiedziała, że dostała decyzję z sądu i będziemy mogli zabrać Cass już w poniedziałek. Czy to nie cudowne?
- Na prawdę? - zapytał zrywając się na nogi Michael - Mamy tyle do robienia Moni.
- Wiem - powiedziała, wstając z łóżka - Dlatego nie mogę dzisiaj odpoczywać. Musimy jechać na zakupy.
- Dobrze - zgodził się - To najpierw jedziemy na zakupy. A potem do moich rodziców.
- Do twoich rodziców? - zapytała z przerażeniem Monica
- Muszą w końcu poznać przyszłą synową - zauważył - W takim razie zbieraj się.
              Michael był tak podekscytowany. Zawsze kochał dzieci. A teraz będzie miał dwójkę.  Będzie miał prawdziwą rodzinę. Życie nabrało od razu lepszych barw. Już nie mógł się doczekać, kiedy będzie składał łóżeczko i półki na zabawki. Monica na pewno też będzie w żywiole. Zwłaszcza, że trzeba będzie małej Cass kupić wszystko od początku. Dzień zapowiadał się na pełen rewelacji i ekscytacji dla nich dwojga.

sobota, 24 września 2011

Rozdział 8

             Z dnia na dzień czuł się coraz lepiej. Noga i ręka powoli się zrastały. Najchętniej już teraz by wyszedł ze szpitala. Ale lekarz się na to nie zgadzał. A do tego jeszcze ta oddziałowa, Anne. Jakiego on miał pecha. Czemu akurat zabrali go do tego szpitala? Z drugiej strony zganił siebie za to, że nie może powiedzieć dziewczynie prosto w oczy żeby sobie darowała. Ale jak można coś takiego powiedzieć ślicznej dziewczynie? Wszystko się w nim kłóciło. Ta lepsza strona z tą gorszą.
- Cześć - przywitała go Bethi stając w drzwiach
- Cześć - odrzekł - Czemu nie wchodzisz do środka?
- Przepraszam, ale nie mogłam spełnić twojej prośby - powiedziała otwierając drzwi
            Za nimi stała Monica. Patrzyła na niego ze złością. Teraz zaczął się zastanawiać czy dobrze zrobił, prosząc siostrę żeby nic jej nie mówiła. Dziewczyna weszła do środka. Bethi natomiast wyszła, zamykając za sobą drzwi. Moni podeszła do niego szybko i z całej siły uderzyła go w lewe ramię. Od razu krzyknął.
- Przepraszam - powiedziała z przykrością w głosie - Nie chciałam tak mocno.
- Nic się nie stało - odrzekł rozcierając ramię
- Nawet nie wiesz, jak się o ciebie martwiłam - wyznała dziewczyna - Czemu nie chciałeś mnie widzieć? A może żałujesz tego co się stało?
- Nie to nie tak - wyjaśnił Mich - Po prostu nie chciałem żebyś mnie oglądała w takim stanie. Po co tobie kolejne zmartwienia. Masz ich wystarczającą ilość.
- Ty głupku - warknęła dotykając jego dłoni i lekko ją ściskając - Martwiłam się z przez to jeszcze bardziej. Nawet nie potrafisz sobie wyobrazić co czułam oglądając w wiadomościach relacje z tego pożaru...
            Monica drżącymi rękoma zakryła twarz. Starała się zapanować nad płaczem. Michael delikatnie dotknął jej ramienia. Dziewczyna spojrzała na niego ocierając łzę. Od razu go przytuliła. Cieszyła się, że nic mu nie jest. Że jest cały i zdrowy. Tak bardzo się o niego bała. Bała się tego, że już nigdy go nie przytuli.
- Przepraszam za wszystko - wyszeptała - Byłam taka głupia i samolubna. Wiem, że byś mnie nie skrzywdził. Ty taki nie jesteś.
              Chciała mu coś jeszcze powiedzieć lecz do sali wszedł ktoś jeszcze. Szybko się od niego oderwała i spojrzała się na gościa. W środku znalazła się siostra oddziałowa. Mich zaklął w duchu. Musi z tym w końcu zrobić porządek. Anne zmierzyła mało przyjaznym wzrokiem dziewczynę.
- Witam siostrę - powiedziała Moni z uśmiechem - Dawno pani nie widziałam. Mam nadzieję, że Michael nie sprawia pani problemów.
- Zachowuje się przyzwoicie - wyznała kobieta szorstko - Przykro mi ale musi pani wyjść z sali. Pora odwiedzin już się kończy.
- Już wychodzę - odrzekła dziewczyna - Przyjdę jutro Mich, dobrze?
- Oczywiście - zgodził się chłopak - Uważaj na siebie, gdy będziesz wracać.
- Nie jestem małym dzieckiem - żachnęła się Monica - Do jutra.
           Żegnając się, przytuliła go jeszcze raz. Anne wszystko to obserwowała. Tak bardzo jej zazdrościła. W myślach zastanawiała się, czy rzeczywiście są tylko wpółlokatorami. Monica wyszła po chwili. Michael spojrzał na nią.
- Przyszłam sprawdzić, jak się czujesz - wyznała, podchodząc
- Nie musisz tak często tutaj zaglądać - powiedział spokojnie Mich
- A może przychodzę tutaj tak często bo cię lubię? - zapytała Anne - I to chyba aż za bardzo...
- Proszę przestań - przerwał jej w pół zdania - Lubie ciebie jako koleżankę. Ale nie chce żebyś miała nadzieję, że coś między nami będzie kiedykolwiek.
- To przez nią? - zapytała się siostra
- Przez kogo? - Mich nie wiedział o kogo właściwie chodzi
- Przez Monice - powiedziała drżącym głosem - Jest kimś więcej niż tylko współlokatorką? Prawda?
- A to już nie twoja prawda - wyznał - Nie muszę się tobie tłumaczyć z kim się spotykam. Bardzo cię proszę żebyś nie przychodziła tutaj bez potrzeby.
- Wiesz przecież lepiej - warknęła
                Miała ochotę mu przyłożyć. Ale opanowała się w porę. Nie wolno jej było bić pacjentów. Odwróciła się do niego plecami i unosząc głowę wyszła z sali. Postanowiła, że od teraz do tej sali będzie wchodziła jedna z jej pielęgniarek. Nie pozwoli się więcej poniżać.
              Michael zrobił głęboki wdech. Mógł to jej powiedzieć w inny sposób. Ale pewnie by nie zrozumiała. Teraz już miał z głowy tą ciężką rozmowę. Teraz mógł całą swoją uwagę zwrócić na Monice. Zastanawiał się również, jak czuje się ta kobieta z dzieckiem. Przed wyjściem ze szpitala poprosi siostrę żeby podała mu adres jej. Z tego co obiecywał mu Ordynator to miał wyjść już za dwa dni. Ale najpierw chcieli mu zrobić kontrolne badania. Czekał więc go ciężkie dni.
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
            Tak jak powiedział Ordynator, dostał wypis dwa dni później. Tym razem to Monica przyszła po niego. Czekała na niego na korytarzu. Wzięła go pod ramię i już chciał iść w stronę wyjścia, gdy on się nagle zatrzymał.
- Coś nie tak? - zapytała się
- Zapomniałem, że miałem się zapytać jakieś pielęgniarki, jak się czuje ta kobieta z dzieckiem - wyznał Mich - Poczekasz na mnie chwilę?
- Jaka znowu kobieta z dzieckiem? - zapytała się Monica
- No ta, którą wyciągałem z tego płonącego domu - wyjaśnił chłopak - Pamiętam tylko że jak ją wyciągałem to strop na mnie spadł. Bethi mówiła, że z nią wszystko dobrze. Ale wiesz chce się osobiście dowiedzieć czy z dzieckiem też wszystko ok.
- Och Mich - jęknęła Moni - Ale przecież ona zginęła w tych gruzach.
- Nie to nie możliwe - wyszeptał Michael
- Przykro mi - powiedziała delikatnie dotykając jego ramienia - Tak z czasem już jest...
- A co z dzieckiem? - przerwał jej chłopak
- Czeka ponoć aż zjawi się ktoś z rodziny - odrzekła dziewczyna
- Możemy je zobaczyć? - zapytał - Chociaż chwilkę.
- Dobrze - zgodziła się - Tylko poczekaj tutaj, zapytam się siostry, gdzie teraz jest.
                   Mich lekko się uśmiechnął. Monica usadziła go na krześle w poczekalni i sama poszła poszukać jakieś siostry. Michael musiał przyznać, że wiele to dla niego znaczyło. Dziewczyna wróciła po chwili. Ze sobą miła młodą siostrę. Kobieta zaprowadziła ich do sali dla dzieci. Następnie wskazała jedno łóżeczko. Mich przyjrzał się bardziej dziecku. Była to dziewczynka. Do tej pory nie zdawał sobie sprawy kogo zdołał ocalić. Dziecko było śliczne. Niczym mały aniołek. Jej blond loczki sięgały do ramion. A buźka promieniała w uśmiechu. Bawiła się białym misiem. Miła może z dwa latka. Serce się mu ścisnęło na samą myśl, że nie zdołał uratować jej matki. Obiecał sobie, że zrobi wszystko żeby to dziecko było szczęśliwe. Monica dotknęła jego prawej ręki i się w nią wtulimy. Uśmiechnęła się do niego, jakby wiedziała co zamierza zrobić. Przytulając się do niego, dała znak, że jest z nim i pomoże mu we wszystkim.

sobota, 3 września 2011

Rozdział 7

              Po wyjściu Micha do pracy, została sama. Była na siebie wściekła. Nic nie pamiętała. Doskonale wiedziała, że to była też jej wina, to co się stało. Wstała z łóżka, ubrała się i zaczęła sprzątać. Miała dzisiaj umówioną wizytę u psychiatry. Musiała na nią iść. Może on by na to coś poradził. Kiedy w domu panował już porządek, zrobiła sobie śniadanie. Następnie punktualnie o pierwszej trzydzieści wyszła z domu. Powolnym krokiem ruszyła przed siebie. Przyglądała się innym ludziom. Jedni byli uśmiechnięci, inni wściekli. Po ich twarzach można było rozpoznać wszelkie emocje. Ciekawiło ją czy na jej buzi również wszystko jest wypisane. Spuściła nisko głowę żeby nikt niczego nie mógł wyczytać. Do psychologa dotarła krótko po drugiej. Nie zdawała sobie sprawy, że jest aż tak spóźniona. W gabinecie przywitała ją miła starsza kobieta. Kazała jej wygodnie usiąść. Rozmawiały o jej dzieciństwie. Co było w nim takiego co by chciała żeby wróciło i powtórzyło się ponownie. Po wyjściu czuła się lepiej. Potrafiła uporać się z częścią swoich problemów. Dobre i tyle. Powoli ruszyła do domu. Po drodze zrobiła zakupy. Kupiła świerze warzywa oraz dokupiła pieczywo. Oglądała również wystawy.  W mieszkaniu znalazła się grupo po osiemnastej. Nikogo w nim nie było. Aż się zdziwiła. Michael dawno powinien być już w domu. Włączyła telewizor. Akurat leciały wiadomości. Wsłuchała się w głos dziennikarza i zaczęła robić kolacje. Z wiadomości dowiedziała się, że w ich mieście wybuchł pożar. Zginęło w nim około pięciu ludzi w tym jeden strażak a jeden został poważnie ranny. Biedni ludzie - pomyślała Monica. Nagle zamarła. W wywiadzie wziął udział zastępca Micha. Czyli jego jednostka brała udział w gaszeniu pożaru. Ale dlaczego Mich nie udzielał wywiadu? Przecież to on był komendantem. Nieświadonie, oglądając wiadomości, nóż zsunął się jej z obieranych warzyw i przeciął jej palec. Cholera jasna - zaklęła w duchu. Odrzuciła go do zlewu. Biegiem pobiegła do łazienki po apteczkę. Drżącymi rękoma wyciągnęła wodę utlenioną oraz plaster. Dokładnie obmyła ranę i założyła plaster. Następnie chwyciła za komórkę i wykręciła numer do Micha. Po mieszkaniu rozbrzmiał dźwięk telefonu chłopaka. Chyba musiał zostawić go przez przypadek w domu. Pośpiesznie wykręciła numer do jednostki. Nikt nie odbierał. Zaklęła pod nosem. Usiadła w salonie i gapiła się w pokazywane w wiadomościach urywki z akcji gaśniczej. Miała nadzieję, że nic mu się jednak nie stało...
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
              Czuł się dziwnie. Nie mógł poruszyć żadnym mięśniem. Pod sobą czuł coś miękkiego a na twarzy chyba maskę tlenową. Skupił się na odzyskiwaniu władzy na zmysłami. Chyba się przemieszczał. Lekko rozchylił powieki. Rozejrzał się dookoła. Znajdował się w karetce. Panował w niej harmider. Nagle przypomniał sobie dlaczego właściwie się w niej znalazł. Powoli drżącymi rękoma zdjął maskę tlenową. Siedzący przy nim sanitariusz zauważył to i szybko wsadził mu ją z powrotem.
- Proszę jej nie ściągać - poprosił
- Co z kobietą? - zapytał słabo
- Proszę się teraz o nią nie martwić - powiedział spokojnie mężczyzna - Dobrze się pan czuje?
- Słabo mi - wycharczał
             Sanitariusz podał coś mu do wenflonu. Pomogło to mu w oddychaniu. Ale mimo wszystko ciągle coś drapało go w gardle. Piekła go również ręka. Starał się na nią spojrzeć i sprawdzić co z nią jest. Ale była przykryta. Poczuł w niej również dziwne mrowienie. Nie miał siły zastanawiać się nad tym. Czuł jak oczy się mu zamykają i powoli traci przytomność.
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
            Bethi od razu po dostaniu telefonu z komendy, pojechała do szpitala. W między czasie zadzwoniła do Monic. Ale dziewczyna nie odebrała telefonu.Miała go wyłączone. Zadzwoni do niej później. Teraz najważniejszy była dla niej brat. Powinien już być w szpitalu. Ten jego zawód. Przeklinała go pod nosem. Czemu nie wybrał czegoś bardziej bezpiecznego? Modliła się w duchu żeby nic mu się poważnego nie stało. W zwariowanym tempie wjechała na parking przy szpitalu. Niczym huragan wpadła do oddziału ratunkowego. Było w nim sporo ludzi. Podeszła do recepcji.
- Dzień dobry - przywitała sekretarkę - Przywieziono tutaj przed chwilką mojego brata.
- Rozumiem - odrzekła kobieta - A jak brat się nazywa?
- Michael Nordson - powiedziała Bethi starając się wyrównać oddech, wciąż była zdenerwowana.
- Został już przewieziony do zwykłej sali - wyznała sekretarka - Musi pani wjechać na drugie piętro. Będzie to sala sto osiem.
- Dziękuję pani za pomoc - podziękowała Beth i od razu pożegnała kobietę
             Szybkim krokiem przeszła przez korytarz. Dostała się do schodów i weszła na drugie piętro. Zdezorientowana rozglądała się za właściwą salą.
- Jest - wymamrotała cicho
             Najpierw powoli weszła do środka. Chciała się upewnić, że weszła do właściwej. Mich leżał na łóżku z zamkniętymi oczami. Twarz miał całą podrapaną. Lewą rękę i nogę miał chyba nawet złamaną. Do prawej ręki miał podłączoną kroplówkę, a do piersi jakieś przysadki podłączone do monitora chyba EKG. Nie znała się na tych urządzeniach. Cicho weszła dalej i usiadła przy łóżku. Delikatnie dotknęła jego dłoni. Raptownie otworzył oczy. Zrobił to tak szybko, że aż prawie spadła z krzesła.
- Co tu robisz? - zapytał się w pełni świadomy
- Jak to co? - zapytała ze wściekłością - Przyjechałam, bo mówili, że coś na ciebie spadło podczas akcji. Nawet nie wiesz, jak się wystraszyłam.
- Nic mi nie jest - wyznał - Mogłabyś się dowiedzieć co z dzieckiem, które wyniosłem z tego domu? I co z tą kobietą, którą niosłem? Nic mi nie chcą powiedzieć. A chce wiedzieć czy dobrze się czują.
- Dobrze - zgodziła się Bethi, przełykając olbrzymią gulę w gardle. Doskonale wiedziała co się stało z tą kobietą. Ale nie chciała na razie nic mu mówić - Z tego co wiem to chyba dziecko dobrze się ma. Ale o kobietę mogę się zapytać, tylko mogą mi nie powiedzieć, bo nie jestem z rodziny.
- Rozumiem - powiedział powoli Mich - A i proszę powiedź Moni, że wszystko jest dobrze. Ale nie chce żeby tutaj przyjeżdżała.
- Pokłóciliście się? - zapytała niepewnie Beth
- Nie ważne - rzekł - Zrób tak jak proszę.
               Siostra zgodziła się. Nie miała innego wyjścia. Tak będzie dla niego i Monice lepiej?- pomyślał Mich. Odpoczną od siebie i dadzą sobie czas. Może wtedy zrozumieją czego chcą od życia. Nie mówił siostrze całej prawdy. Nie czuł się dobrze. Wszystko go bolało. Czuł się tak, jakby przed chwilą przeszedł przez magiel. Ale nie potrafił teraz myśleć o sobie. Musiał za wszelką cenę dowiedzieć się co z tą dwójką. Był po niekąd za nich odpowiedzialny.

sobota, 27 sierpnia 2011

Rozdział 6

                 Siedziała oniemiała w salonie na sofie. Po całym mieszkaniu grasowali policjanci i inni ludzie zbierający dowody przeciwko Thomasowi. Wszystko to było takie mało realne. Michael rozmawiał z jakimś policjantem. Ona została przesłuchana na samym początku. Teraz pragnęła żeby to się skończyło i zapanowała cisza. Błoga cisza, którą mogłaby się cieszyć i która pomogłaby jej zapomnieć. Ślusarz przyszedł po kilku minutach od czasu gdy Tom został wyprowadzony. Wstawił drzwi i zamontował nowy zamek.
                Cisza zapanowała w mieszkaniu koło dwudziestej drugiej. Musiała przysnąć na sofie, bo przebudziła się w swoim łóżku. Rozejrzała się po pokoju. Była sama. Powoli wstała z łóżka i odłożyła koc na bok. Następnie wyszła z pomieszczenia. Poszła do salonu a potem do kuchni. Nikogo nie było w mieszkaniu. Została sama. Na lodówce znalazła kartkę od Micha.
   
     Monica nie chciałem Ciebie budzić, ale musiałem wyjść do jednostki. Postaram się być jak najszybciej. Zamknij drzwi na łańcuszek oraz zamek. Nie otwieraj nikomu i nie wychodź z domu.
                                                                                        Michael

              Monica odłożyła kartkę na bok. Zrobiła sobie herbatę. Potem nabrała ochoty na kanapkę. Zajrzała do lodówki. Wyciągnęła ser, wędlinę oraz sałatkę i masło. Przygotowała sobie dwie kanapki. Resztę żywności odłożyła na swoje miejsce. Zamykając drzwiczki od lodówki, coś obiło się od nich. Otworzyła je ponownie. W środku znalazła jeszcze butelki z winem. Wyjęła jedną i ją otworzyła. Od razu wlała sobie do kieliszka. Postawiła to na tacy razem z kanapkami i poszła do swojego pokoju. Włączyła telewizor i zaczęła jeść oraz pić czerwone wino. Nim się obejrzała butelka była pusta. Poszła po kolejną. Nie spodziewała się, że tyle może wypić za jednym razem. Koło północy, gdy miała zamiar się położyć, usłyszała dzwonek do drzwi. Podeszła do nich chwiejnym krokiem i wyjrzała przez wizjer. To tylko Mich. Niezgrabnie otworzyła zamek a potem odhaczyła łańcuszek. Potem wpuściła współlokatora do mieszkania.
- Wiem, zajęło mi to - zaczął chłopak - Ale widzę, że czekałaś.
- Jadłam a teraz idę spać - wyszeptała Monica  odwracając się i potykając się o własne nogi
- Piłaś? - zapytał niepewnie Michael chwytając ją i ochraniając przed upadkiem.
- Tylko kilka kropelek -powiedziała z figlarnym uśmiechem - Ale tobie też zostawiłam.
- Najpierw muszę zanieść ciebie do łóżka - odrzekł - I muszę sprawdzić ile wypiłaś.
                Wziął ją pod ramię i zaprowadził do pokoju. W pokoju była jedna butelka do pół napełniona. Położył Monic do łóżka i nalał sobie wina w kuchni. Wypił może dwa kieliszki, gdy usłyszał płacz w pokoju współlokatorki. Poszedł zobaczyć co się dzieje. Zapalił światło.
- Zgaś je - poprosiła
- Dobrze - przystał na to - Coś się stało?
- Nie mogę dać sobie rady - zapłakała - Jest mi tak źle.
- Wszystko się ułoży - zapewnił ją chłopak - Potrzeba tylko na to czasu.
- Nie nic się nie ułoży - płakała jeszcze głośniej - Proszę przytul mnie mocno.
              Bez wahania  wykonał jej prośbę. Przytulił ją mocno. Pachniała tak słodko, że aż ciężko przychodziło mu się powstrzymanie przed pocałowaniem jej.
- Zrób to - poprosiła szepcząc mu to do ucha - Pokaż, że nie jestem gorsza od innych dziewczyn.
             Lekko odchylił jej głowę i spojrzał w oczy. Chciał mieć pewność, że wie co mówi. Patrzyła na niego świadomie z lekkim błaganiem. Pocałował ją delikatnie i czekał na jakieś sprzeciwy. Niestety nic nie zrobiła żeby go odepchnąć czy nie zezwolić. Domagała się więcej. Położył ją ostrożnie na łóżku i dał jej czas na ewentualną rezygnacje. Pogładziła go po policzku czekając na kontynuacje. Teraz miał już pewność, że i on i ona tego chcą. Pozwolił dać upust swoim rządzom.
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
             Obudził go rano budzik w telefonie. Szukał go w pobliżu siebie. Nie znalazł się i w końcu sam się wyłączył. Otworzył szerzej oczy. Hmmm to był jego stary pokój. Starał się przypomnieć co tutaj robi. Rozejrzał się dookoła. Koło niego spała Monica. Ściągnął z siebie przykrycie. Był nagi. Ale jak to możliwe? Poczuł za sobą ruch. Szybko się odwrócił. Monica właśnie się obudziła. Patrzyli na siebie oszołomieni. Po chwili po jej policzkach popłynęły łzy.
- Nie - zapłakała - Powiedz, że do niczego nie doszło.
- Nie wiem - powiedział szczerze chcąc ją przytulić - Przepraszam.
- Nie dotykaj mnie! - krzyknęła - Wyjdź stąd!
             Zdezorientowany wyszedł z łóżka i pozbierała swoje ubrania. Następnie poszedł do łazienki i się przebrał. Jak najszybciej wyszedł z domu. Nie chciała żeby ona na niego padła tego dnia. Od razu poszedł do pracy. Może dzisiaj zrobi nadgodziny albo kogoś zastąpi? Nie był to zły pomysł. W jednostce panowała cisza i spokój. Niczym cisza przed burzą przyszło mu na myśl. Założył roboczy kombinezon i usiadł za swoim biurkiem. Tam już nie było tak kolorowo. Przez wczorajszą aferę z Thomasem oraz późniejsze wyjaśnienia na komisariacie, nie zdążył tego zrobić. Zajął się więc pracą. Dopiero koło szesnastej dostali wezwanie do palącego się bloku. Szybko zebrał chłopaków i pojechali na akcje ratowniczą. Dojechali tam po pięciu może dziesięciu minutach. Wysiedli z wozu. Mich rozkazał swoim ludziom rozpocząć rozkładanie wężów.
- Czy ktoś może być tam jeszcze w środku? - zapytał się policjanta przybyłego na miejsce
- Nie mam pojęcia - wyznał szczerze - Cały czas czekaliśmy na was.
               Michael zaklął w duchu. Jak on nie znosił niebieskich. Nic by nie zrobili z własnej woli. Zabrał ze sobą dwóch swoich ludzi, nałożyli maski tlenowe i weszli do budynku. Każdy sprawdzał na innym piętrze. Mich wszedł na trzecie. Otworzył jedne drzwi. Nie było tam nikogo. Zajrzał do kolejnego mieszkania nic. Dopiero przy którymś podejściu usłyszał cieniutki płacz. Przetrząsnął każdy centymetr. W końcu znalazł dziecko pod kocem w łóżeczku. Obok leżała nieprzytomna kobieta. Wziął dziecko na ręce, okrył kocem i wyszedł z mieszkania. Po kobietę wróci za chwilkę. Najszybciej jak tylko mógł wyniósł je z domu. Oddał je pod opiekę sanitariuszy i wrócił po matkę maleństwa. Teraz już wszędzie panował ogień. Pośpiesznie poszedł do mieszkania na trzecim piętrze. Tam już w większości wszystko było spalone. Podszedł do nieprzytomnej kobiety. Miała lekki puls. Wziął ją na ręce. Wychodząc z mieszkania usłyszał hałas nad sobą. Strop trzymał się słabo ścian. Schodząć ze schodów coś na niego spadło. Przewrócił się od razu. Na zewnątrz usłyszał krzyki. Opodal leżała kobieta, którą niósł. Resztaki świadomości postarał to z siebie ściągnąć. Na nic jego trudy się zdały. Powoli zamknął oczy. Zmęczenie wzięło górę nad determinacją. Czy tak miał wyglądać jego koniec?

sobota, 6 sierpnia 2011

Rozdział 5

             Wpadł do szpitala niczym burza. Od razu popędził do sali Monic. Zapukał i wszedł do środka. Komisarz już tam był. Byli w trakcie przesłuchania.
- Szybko się pan zjawił - zauważył Jean - Nie aż za?
- Nie pana interes ile mi to zajęło - odpyskował Mich - Dalej uważam, że mogło to poczekać.
                 Detektyw wstał z krzesła i podszedł do Michaela. Złapał go za rękaw i wyprowadził z sali.
- Proszę nie wchodzić - poprosił cicho - Utrudnia pan śledztwo. Na pewno to jej nie pomaga. - dodał
                 Jean wskazał Monice. Siedziała na łóżku. Twarz miała ukrytą w dłoniach. Jej klatka piersiowa unosiła się i opadała szybko. Płakała. Spojrzał z nienawiścią na policjanta. Ale co mógł zrobić? Dobrze wiedział, że detektyw ma racje. Jeszcze raz spojrzał na Monice i wyszedł z sali. Usiadł przed nią. Jednak długo tak nie usiedział i zaczął chodzić po korytarzu. Gdy Jean wyszedł, zaczął coś do niego mówić. Ale nie było to ważne, więc po prostu go nie słuchał. Wszedł do środka. Kiedy zobaczył Moni, myślał, że serce mu pęknie. Dziewczyna już nie ukrywała swoich łez. Płakała otwarcie. Od razu do niej podszedł i mocno ją przytulił. Przez chwilę nie była zdecydowana, jak właściwie ma się zachować. Lecz po chwili objęła go mocno za szyję i wtuliła swoją twarz w jego ramię. Nie potrafiła się uspokoić.
- Już po wszystkim - pocieszył ją Mich - Teraz już wszystko będzie dobrze. Zobaczysz.
- Dziękuję, że jesteś przy mnie - wyszeptała - Właśnie teraz potrzebuje kogoś przy sobie. Czuję, że wszystko wymyka mi się spod kontroli.
- Nie musisz mi za nic dziękować - wyznał Mich - Robię to bo nie mogę patrzeć, jak sama się z tym męczysz. I pamiętaj, że zawsze będę przy tobie.
              Michael jeszcze przez chwilę porozmawiał z Monicą. Następnie poszedł do lekarza prowadzącego. Dowiedział się od niego, że wypiszą dziewczynę jutro po południu. Mężczyzna zapewniał, że siostra oddziałowa wszystkiego dopilnowała i to u niej dostanie wypis. Doradził on również Michowi, odwiedzenie psychologa. Podał również kilku dobrych specjalistów w tej dziecinie. Chłopak obiecał przejrzeć listę. Podziękował lekarzowi za pomoc i wyszedł z gabinetu. Zajrzał jeszcze do Moni, ale spała. Wrócił więc do domu. W międzyczasie zadzwonił do Bethi.
- Czy ty wiesz która jest godzina? - zapytała go zaspanym głosem - Mam nadzieję, że to coś pilnego.
- Pracujesz jutro? - zapytał od razu
- Nie - zaprzeczyła - Mam wolne. A o co chodzi?
- Mogłabyś przenieść Moni rzeczy do mojego pokoju? - zapytał się Mich - Chciałem zamienić się z nią na pokoje żeby było jej łatwiej mieszkać. Ale ja idę do pracy i nie zdążę tego zrobić.
- Rozumiem - powiedziałam Beth - Pomogę tobie. Tylko rano podrzuć mi klucze.
- Dobrze - zgodził się - Z samego rana podjadę.
- A teraz dasz mi dalej spać? - wyszeptała do słuchawki - Dobrej nocy.
-Wielkie dzięki - dodał jeszcze na koniec
                 W telefonie rozbrzmiał sygnał przerwanej rozmowy. Cała Bethi. Zawsze tak robiła, gdy nie chciała z kimś dłużej rozmawiać. W sumie to się jej nie dziwił. Dochodziła już dwudziesta trzecia. Teraz marzył tylko o położeniu się do wygodnego łóżka. Gdy znalazł się w mieszkaniu, zakluczył drzwi i zaczął się rozbierać, po drodze rozrzucając ściągane ubrania. Kładąc się na łóżku, raptownie zasnął. Rano obudził go dopiero budzik. Z rezygnacją wyłączył go. Musiał wstać. A tak się mu nie chciało. Ale nie miał innego wyjścia. Poczłapał do łazienki, umył twarz i ogolił się. Następnie zrobił szybkie śniadanie i zaparzył kawę. To go nieco rozbudziło. Ubranie się poszło mu szybciej. Z domu wyszedł punktualnie o siódmej. Po drodze wstąpił do siostry i dał jej klucze. Uprzedził ją również o bałaganie panującym w domu. Poprosił żeby to z grubsza ogarnęła. Oczywiście nie obyło się bez drobnego marudzenia o nocny telefon. Nie przejął się tym zbytnio. Taka już była jego siostra. W pracy znalazł się około ósmej. Ten dzień okazał się nad wyraz spokojny. Dwa razy wyjechali na miejsce wypadku samochodowego. Na szczęście nie było śmiertelnych ofiar. A raz dostali fałszywe wezwanie do palącego się domu. Z pracy wyszedł równo o szesnastej. Od razu pojechał do szpitala. Monica czekała na niego w sali.
- Cześć - przywitał ją - Gotowa?
- Cześć - odrzekła - Czekam tylko na wypis.
- Już idę go załatwić - powiedział wychodząc
               Udał się od razu do gabinetu dyżurnego. Zastał tam oddziałową.
- Witam cię Mich - rzekła kobieta - Dawno cię nie widziałam. Przyjechałeś po panią Monicę?
- Tak - odrzekł - Potrzebuję tylko wypis.
- Tak, wiem - powiedziała pielęgniarka podając mu karteczkę - Oto on.
- Dziękuję - wyszeptał Michael
- Co powiesz na spotkanie wieczorem? - zapytała oddziałowa pisząc coś na karteczce
- Przykro mi, ale muszę zająć się Monicą - wyjaśnił chłopak - Na razie nie może zostać sama w domu.
- Rozumiem - wyznała siostra - Może innym razem? Oto mój numer telefonu. Jakbyś się zdecydował, to zadzwoń.
                 Michael bez słowa wziął wypis i karteczkę. Był na niej napisany numer telefonu oraz imię Anne. Nie miał odwagi odmówić jej czy też powiedzieć, że zależy mu na Moni. Jak najszybciej udał się do sali, w której zostawił dziewczynę.
- Załatwione - powiedział, gdy na nią spojrzał - Możemy iść.
                Monika lekko się uśmiechnęła. Wstała z krzesła, na którym siedziała i poszła za Michem. Strasznie bała się powrotu do domu. I on to dostrzegł w jej oczach. Objął ja ramieniem.
- Wszystko będzie dobrze - obiecał - Od dzisiaj będziesz spać w moim pokoju. Wszystko już załatwiłem. Może być?
- Dziękuję - wyszeptała
                Teraz na pewno wszystko się ułoży. Cieszyła się, że Michael jest przy niej. Będąc z nim nie czuła się taka samotna. Po chwili byli już w samochodzie. Mich wsadził jej bagaż do samochodu. W ciągu kilku sekund ruszyli w drogę. Do domu dojechali po dwudziestu minutach. Rzeczywiście, w domu wszystko było gotowe. Jej rzeczy znalazły się w pokoju współlokatora, a jego w jej. Od razu się położyła. Ciągle czuła się zmęczona. Spokojnie przespała całą noc. Rano obudził ją dzwonek do drzwi. Spojrzała na zegarek Była ósma trzydzieści. Ociągała się ze wstaniem. Pewnie to nic pilnego. Ale gdy ponownie zadzwonił, wstała i założyła szlafrok. Podeszła do drzwi i spojrzała przez judasza. To tylko listonosz. Otworzyła drzwi.
- Dzień dobry - przywitała mężczyznę - O co chodzi?
- Mam polecony dla Pani Baten - wyznał listonosz
- To ja - zgodziła się dziewczyna
- Proszę pokwitować - poprosił mężczyzna podając kartkę odbiorców
                 Monica podpisała się i wzięła list. Był z sądu. Drżącymi rękoma położyła go na stole w kuchni. Nie miała odwagi go otworzyć. Zrobiła sobie śniadanie. Jedząc je spoglądała na list. W końcu poszła do pokoju i ubrała się. Musiała wyjść. Postanowiła, że zrobi zakupy. Weszła do sklepu samoobsługowego. Zaczęła wkładać do koszyka podstawowe artykuły spożywcze takie jak mleko, chleb, wędliny i tym podobne. Kiedy przechodziła koło półki z alkoholem, zatrzymała się. Nie pewnie wsadziła do koszyka trzy butelki czerwonego wina. Po piętnastu minutach wyszła ze sklepu i wróciła do domu. Rozpakowała siatkę z zakupami. Nagle ktoś zadzwonił do drzwi. Powoli podeszła do nich. Wyjrzała przez wizjer. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Za drzwiami stał Thomas. Ze strachem odeszła od nich. Jak on tutaj się znalazł? Przecież miał siedzieć w więzieniu do rozprawy. A on był teraz tutaj. Szybko zapięła mały łańcuszek przy drzwiach. Chyba to usłyszał bo zaczął walić w drzwi.
- Monica otwieraj! - krzyczał Tom - Wiem, że tam jesteś! Słyszysz? Jak nie otworzysz drzwi to je wywarze!
- Jeśli nie odejdziesz zadzwonię po policję - powiedziała drżącym głosem
- Nie odważysz się! - krzyknął głośniej - Otwieraj i to już!
             Monica szybko odeszła do drzwi i podbiegła do pokoju po telefon. Wykręciła numer do Michaela, ale miał zajęty. Dokładnie słyszała, jak Thomas coraz mocniej uderza w drzwi. Jeśli zaraz na prawdę nie zadzwoni po policje lub nie zawiadomi kogoś innego, to wyłamie jej drzwi. Drżącymi rękoma wybrała numer na policję. Poczekała aż ktoś się zgłosi.
- Posterunek policji - zabrzmiało w słuchawce - Słucham?
- Nazywam się Monica Baten i chciałam zgłosić napaść w domu - powiedziała jednym tchem - Czy możecie kogoś przysłać?
- Za dziesięć minut ktoś się u pani zjawi - zapewniła rozmówczyni - Proszę tylko podać adres.
             Dziewczyna podała go. Miała nadzieję, że zdążą zanim wylecą drzwi. Chwilę później usłyszała, jak zamek puszcza. Jedyną ochroną teraz był tylko mały łańcuch przy drzwiach, który zatrzymał drzwi. Spojrzała przerażonym wzrokiem na rękę, która próbuje rozpiąć łańcuszek. Thomasowi szło to dość opornie.
- Wpuszczaj mnie! - warknął
- Zostaw mnie w spokoju - poprosiła hamując łzy
- Zapomnij - wycedził przez zęby - Nie po tym co mi zrobiłaś suko!
             Monica szybko pobiegła do swojego pokoju i się w nim zamknęła. Wstrząsnął nią dreszcz. Bała się, że to wszystko się powtórzy. Nie wytrzymała napięcia i wpadła w histerię. Po jakimś czasie usłyszała dźwięk swojego telefonu. Dzwonił Mich. Od razu odebrała.
- Dzwoniłaś - powiedział spokojnie - Coś się stało?
- Za ile będziesz? - zapytała próbując się uspokoić
- Za godzinę kończę - wyznał, lecz po chwili wyczuł, że dziewczyna płacze - Co się dzieje?
- Proszę przyjedź szybciej - błagała rozklejając się - On tu jest i próbuje dostać się do mieszkania.
- Thomas jest pod drzwiami? - zapytał niepewnie
- Tak, prawie wywarzył drzwi - zapłakała jeszcze głośniej - Proszę przyjedź teraz.
- Spokojnie - poprosił Mich - Zamknij się w swoim pokoju, a ja zaraz będę.
                Monica zgodziła się i rozłączyła. Usiadła w rogu pokoju i złożyła ręce. Po chwili usłyszała głuchy dźwięk wyłamanych drzwi. Zaczęła panikować coraz bardziej. Słyszała głośne kroki. Nagle wszystko ucichło. Nasłuchiwała. Zauważyła, że klamka od jej pokoju lekko się porusza. Thomas zorientował się, że są zamknięte i zaczął klnąć pod nosem.
- Otwieraj! - krzyknął
- Zostaw mnie w spokoju - zapłakała Monica - Zaraz będzie tu policja.
- Kłamstwo to pierwszy stopień do piekła - odrzekł Tom - Zaraz do ciebie wejdę.
                Dziewczyna wytarła policzki mokre od łez. Musiała pomyśleć, jak tu się ukryć. W oddali usłyszała syreny policyjne. Miała nadzieje, że zdążą. Szybko wstała i schowała się za łóżkiem. Drzwi niebezpiecznie się zatrzęsły. I tak kilkakrotnie, aż w końcu padły na ziemie. Za nimi stał Thomas. Wszystko działo się tak jak wtedy. Na samą myśl, wstrząsnął nią płacz. Chłopak zaczął iść w jej stronę. W dłoni miał pistolet.
- Zabiję cię za to, że wpakowałaś mnie do pudła - warknął - Zapłacisz mi za to.
               Wycelował w nią broń. Już miał strzelić, gdy do mieszkania wpadło dwóch policjantów. Oddał jeden strzał, ale okazał się nie celny. Chybił z dwa centymetry. Mężczyźni szybko go obezwładnili. Monika dostrzegła, że za policjantami do domu wpadł również Michael. Wstała na drżących nogach i zaczęła iść w jego stronę. Ten z kolei od razu do niej podbiegł i przytulił. Cały czas płakała. Ale czuła już ulgę. Wszystko skończyło się dobrze. Była cała. Nic się jej nie stało. Cieszyła się, że Michael się już zjawił. Teraz była już bezpieczna...

sobota, 18 czerwca 2011

Rozdział 4

             Łóżko było zaścielone a jej nigdzie nie było. Szybko poszedł do dyżurki pielęgniarek. One musiały wiedzieć, gdzie jest Monica. Młoda siostra oddziałowa uśmiechnęła się do niego i zaprowadziła go do współlokatorki. Wchodząc do sali, podziękował jej. Przez chwile przyglądał się Moni. Spała. Patrząc tak na nią, serce pękało mu z bólu. Dziewczyna była sino-blada. Twarz pociemniała. Pod oczami pokazały się sińce. Po cichu usiadł przy łóżku. Dotknął jej ręki. Jednak od razu ją cofnął. Monica skrzywiła się i powoli otworzyła oczy. Spojrzała się na niego zdezorientowana. I tak chwilę na niego patrzyła. Kiedy ponownie dotknął jej dłoni, wyrwała mu swoją rękę i odwróciła głowę.
- Jak się czujesz? - zapytał się Michael
- Nie potrzebnie przychodziłeś - wyszeptała
- Musiałem - powiedział - Martwiłem się o ciebie.
- Lepiej byłoby gdybyś zostawił mnie w tej łazience - odrzekła Moni - Trzeba było pozwolić mi umrzeć.
- Nie mów tak - poprosił - Wiem, że jest tobie ciężko. Mogę jedynie obiecać, że zawszę będę przy tobie kiedy będziesz mnie potrzebować.
- Nie obiecuj czegoś czego nie będziesz mógł spełnić - powiedziała dziewczyna - Proszę idź już.
- Może czegoś potrzebujesz? - zapytał się Michael - Mogę tobie przynieść.
- Nic nie chcę - wyszeptała - Idź już.
                 Mich przez chwilę zawahał się. Ale co mógł jeszcze zrobić? Wyczuwał, że dziewczyna już nikomu nie ufa. Jeśli nie chce jej wystraszyć, musi robić wszystko powoli. Wstał i skierował się do drzwi. Wychodząc obejrzał się za siebie. Dostrzegł jak Monica wyciera łzy, spływające jej z twarzy.  Musiał szybko wyjść, bo jeszcze trochę a podbiegłby do niej i mocno przytulił. Przygryzł wargę i zamknął za sobą drzwi. Na korytarzu wpadł na tą przemiłą siostrę oddziałową, która zaprowadziła go do Monic. Uśmiechnęła się do niego ponownie.
- I jak tam siostra? - zapytała się
- Siostra? - zapytał się niepewnie
- Był pan przecież u pani Baten - odrzekła - A to nie pana siostra?
- Aaaaa, nie nie - zaprzeczył - To moja współlokatorka.
- Myślę, że wypiszemy ją za dwa dni - powiedziała pielęgniarka - Przyjedzie pan po nią?
- Oczywiście - zgodził się Michael - Ale przyjadę jeszcze jutro do niej zobaczyć.
- Jutro cały dzień jestem w pracy, więc na pewno jeszcze na siebie wpadniemy - powiedziała uśmiechając się szeroko
- Będzie mi bardzo miło - wyznał grzecznie Mich - Przepraszam, ale muszę już iść. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia jutro! - krzyknęła siostra za oddalającym się chłopakiem
             Michael wyszedł szybko ze szpitala. Co za kobieta - pomyślał wsiadając do samochodu. Jak tylko jutro przyjedzie do Moni, będzie musiał uważać żeby na nią nie wpaść. Nie chciał nikomu dawać złudnych nadziei. W drodze do domu zajechał do sklepu. Zrobił drobne zakupy. Dokupił również kilka owoców oraz trzy butelki wody. Postanowił, że zabierze je dla Monic do szpitala. Do domu dojechał po dziesięciu minutach. Zrobił sobie szybką kolację. W salonie włączył sobie film na DVD. W domu panowała taka cisza, że aż czuł się samotnie. Film nie był za rewelacyjny i w połowie wyłączył go. Poszedł do łazienki i napuścił sobie wody do wanny. Nawet nie zauważył kiedy przysnął. Obudził go dopiero dzwonek do drzwi. Od razu wyszedł z wanny. Założył szlafrok i na bosaka pobiegł do drzwi. Otworzył je. Za nimi stał inspektor Jean Luck. Prowadził on sprawę Monic.
- Dobry wieczór - przywitał go policjant
- Witam inspektorze - odrzekł - Coś się stało?
- Przyszedłem sprawdzić co z panią Baten - wyznał mężczyzna - Mogę wejść?
- Oczywiście - Michael przepuścił Jeana przez drzwi i poprowadził do kuchni - Proszę wybaczyć mój strój. Ale przed chwilą brałem kąpiel.
- Zajmę tylko chwilę - wyjaśnił Luck - Pani Monica miała przyjść dzisiaj na przesłuchanie. Ale nie pojawiła się. Byłem tutaj dzisiaj już kilka razy i nikogo nie zastałem.
- Nie dostaliście wiadomości ze szpitala? - zapytał się Mich
- Jakiego szpitala? - zapytał niepewnie Jean
-Monic próbowała popełnić samobójstwo - wyznał bez ogródek chłopak - Udało się ją uratować. I w tej chwili znajduje się w szpitalu. Dlatego nie mogła pojawić się na przesłuchaniu.
- Rozumiem - powiedział policjant - Mimo wszystko musimy ją jeszcze dzisiaj przesłuchać.
- A nie można tego przełożyć na inny termin? - zapytał się Michael
- Przykro mi ale nie - zaprzeczył Luck - Jaki to szpital?
- Świętej Bernatedy - wyznał
- Dziękuję - wyszeptał Jean zapisując nazwę oraz adres w notesie - Będziemy w kontakcie.
           Michael odprowadził policjanta do drzwi. Następnie szybko je zamknął i popędził do swojego pokoju. Wyszukał pośpiesznie ciuchy i je założył. Nie miał chwili do stracenia. Potem popędził do samochodu. Chciał być blisko Monic, kiedy będzie go potrzebowała. Nie chciał nawet myśleć w jakim będzie stanie po rozmowie z Jeanem. Dodał jeszcze gazu. W duchu prosił żeby nic się nie stało. Przecież ona na to nie zasłużyła. Była za dobra na takie zło...

piątek, 27 maja 2011

Rozdział 3 - Cena życia

             Rano wstając Michael  wyjrzał przez okno. Niedziela zapowiadała się całkiem nieźle. W duchu jęknął. Nie dla niego było dzisiaj leniuchowanie. Powoli zwlekł się z łóżka. Co dałby za długie spanie. Ale nie ma. Dzisiaj była jego kolej pełnienia służby. Nie ma lekko. Słońce uśmiechało się do niego szeroko. Założył szlafrok i wyszedł z pokoju. Musiał wejść do siebie po czyste ubrania. Zapukał i powoli wszedł do pokoju. Monica siedziała na ziemi. Była wpatrzona w okno. a rękoma objęła kolana. Twarz miała bladą, niewyraźną.
- Jak się czujesz? - zapytał się od razu
- Dobrze - odrzekła lekko prze straszona - Mogę jeszcze dzisiaj u Ciebie spać?
- Pewnie - zgodził się
- Tam pod ścianą powinien być mój telefon - zaczęła drżącym głosem - Ale nie mogłam go znaleźć. Dokładnie pamiętam, jak On nim rzucił.
- Nie martw się o to - poprosił Mich - Oddam go do naprawy i będzie jak nowy. Zobaczysz.
- Nie o to chodzi - wyszeptała dziewczyna - Nie wiedziałam co mam wtedy robić. Nie potrafiłam go powstrzymać - dodała ze łzami
- Nie opowiadaj głupot - poprosił chłopak
           Od razu ją przytulił. Moni wtuliła się w niego mocno. Bezgłośnie szlochała. Kiedy się uspokoiła, położyła się. Nie czuła się dobrze. Ciągle ją mdliło, było słabo oraz kręciło się w głowie. Michael zabrał swoje ubrania i poszedł do łazienki się przebrać. Następnie zrobił śniadanie, które zjadł w kuchni. Zaniósł je również Monice. Dziewczyna spała. Postawił więc je na stoliku nocnym. Zostawił również kartkę z informacją, że wychodzi i że wróci po południu. Zanim wyszedł, rozszczelnił okno. Droga do pracy zajęła mu piętnaście minut na pieszo. W biurze w straży pożarnej piętrzyła się sterta papierów, które musiał opisać, podpisać lub po prostu ułożyć. Jak on tęsknił w takich chwilach, za starymi dobrymi czasami, kiedy pracował jako strażak w terenie. Szybko zabrał się do roboty. Nim się obejrzał, minęła już szesnasta. Pośpiesznie zabrał swoje rzeczy i wyszedł. Po nim przejmował nocną zmianę inny strażak. W całym domu panowała cisza. Najpierw zajrzał do swojego pokoju. Nikogo tam nie było. Tak samo w pokoju Moni oraz w salonie. W końcu zapukał do łazienki. Cisza.
- Monica jesteś tam? - zawołał pukając
           Nikt nie od powiedział. Po chwili usłyszał straszny hałas. Jakby coś spadało na kafelki w łazience. Spróbował najpierw otworzyć drzwi ale bez skutecznie. Nie czekając na nic wyważył je. Nie miał z tym najmniejszego problemu. Dziewczyna leżała na ziemi. Ostrożnie podniósł ją. Dopiero po chwili dostrzegł, że ma mokre ręce. Raptownie na nie spojrzał. Były całe we krwi. Wszędzie była krew. Od razu z lokalizował źródło czerwieni. Jego reakcja była natychniastowa. Ostrożnie położył współlokatorkę na podłodze i zdjął koszulę. Rozdarł ją. Jedną część związał jeden nadgarstek, a drugą drugi. Wziął ją na ręce i zaniósł do samochodu. Nie było czasu na czekanie na pogotowie. Jechał jak najszybciej tylko mógł. Monica była cały czas nieprzytomna. W duchu modlił się żeby zdążył na czas. Do szpitala dojechał po dwudziestu minutach. Szybko wyciągnął ją z samochodu i na chwiejnych nogach zaniósł ją na izbę przyjęć. Błędnym i błagalnym wzrokiem rozglądał się po korytarzu. Szukał pomocy. Pielęgniarka dyżurna od razu zobaczyła co się dzieje i wezwała pielęgniarzy. Położyli Monice na noszach i zabrali na sale zabiegową. Michael został sam. To wszystko działo się tak szybko. Nawet siostra gdzieś znikła. Chłopak usiadł przed salą. Nie wiedział ile czeka. W końcu odezwała się jego komórka. Odebrał po krótkiej chwili.
- Cześć Bethi - przywitał siostrę
- Chciałam się zapytać za ile będziesz w domu - wyznała - Bo właśnie stoję przed blokiem, a Monica nie otwiera. Pewnie śpi i nie słyszy.
- Jestem teraz w szpitalu - odrzekł - Nie wiem za ile będę. Na pewno nie prędko.
- Coś się stało? - zapytała się siostra - Nic tobie nie jest?
- Nie, nie. Ze mną wszystko w porządku - powiedział szybko - Tylko Moni. Ona chyba chciała popełnić samobójstwo.
- O czym ty mówisz? - zapytała się Beth - Myślałam, że będziesz dzisiaj na nią uważał.
- Uważałem - wyjaśnił Michael - Ty dzisiaj miałem dyżur. Kiedy wróciłem, znalazłem ją w łazience. Beth tam było tyle krwi.
- Spokojnie - poprosiła kobieta - W jakim jesteś szpitalu? Przyjadę jak najszybciej.
- Chyba świętej Bernadety - powiedział chłopak
- Dobrze będę za chwilę - obiecała siostra i rozłączyła się
          Michael schował telefon do kieszeni. Bethi zjawiła się po kilkunastu minutach. Usiadła koło brata. Odkąd zabrali Monice do sali zabiegowej, minęła godzina. Co jakiś czas ktoś wchodził i wychodził z sali. Ale nikt nic nie chciał powiedzieć. Dopiero po jakimś czasie podszedł do nich lekarz.
- Pan jest kimś z rodziny pani Monic Baten? - zapytał się mężczyzna
- Ona nie ma rodziny - powiedział Michael - Jestem jej współlokatorem.
- Dobrze, przejdźmy do rzeczy - ponagliła lekarza Bethi - Co z Monicą?
- Straciła sporo krwi - powiedział z niesmakiem doktor. Jeszcze nigdy nie spotkał się z tym, że ktoś mówi do niego takim tonem, jak Beth - W porę trafiła tutaj. Pięć minut później nie miałaby tyle szczęścia. W tej chwili jest nieprzytomna.
- A kiedy się obudzi? - zapytał się Michael
- Ciężko to przewidzieć - odrzekł lekarz - Jej organizm musi się z regenerować a to może potrwać. Muszą państwo uzbroić się w cierpliwość.
- Możemy ją chociaż zobaczyć? - zapytała się Bethi - Bratu na pewno na tym zależy.
- Tylko chwilkę - powiedział lekarz - Pani Monica powinna znajdować się już w sali po zabiegowej.
         Michael nie czekając na nic więcej poszedł do sali. Bethi pożegnała się z lekarzem i pobiegła za bratem. Po chwili znaleźli się w sali. Mich usiadł koło Moni. Była blada. Nie wiele odróżniała się od białej szpitalnej pościeli. Dopiero teraz zdał sobie sprawę ile dla niego znaczyła. Nidy nie zdobył się na odwagę żeby jej to powiedzieć.
          Zaczęło się ściemniać. Dochodziła dwudziesta. Bethi próbowała namówić brata do powrotu do domu. W końcu po dość długich namowach dopieła swego. Michael znalazł się w domu grubo po północy. Najpierw posprzątał cały ten bałagan w łazience, a następnie wziął prysznic. W łóżku znalazł się po trzeciej. Mieszkanie bez Monic wydawał się taki pusty. Długo nie mógł zasnąć. Kiedy się już mu udało, ze snu wyrwał go budzik. Bezwładnie zwiesił nogi z łóżka, zmierzwił włosy i poszedł się ubrać. W drodze do pracy zawiózł zwolnienie lekarskie Moni do pracy. Przez cały dzień nie mógł się skupić. Cały czas myślał o dziewczynie. Czy się już obudziła? Jak się czuje? Nie dawało to mu spokoju. Punktualnie o czwartej wyszedł z pracy. Od razu skierował się do szpitala. Kiedy znalazł się w sali, nie znalazł tam współlokatorki. Łóżko było zaścielone. Wpadł w panikę. Gdzie się ona podziała?

piątek, 20 maja 2011

Rozdział 2- Czy to tylko zły sen?

          I została sama. Po całym mieszkaniu roznosił się odgłos wpuszczanej do wanny wody. Nie dało się słychać ani krzyków ani szarpaniny. Zwinęła się na ziemi w kłębek. Nie umiała zapanować nad płynącymi złami. Spływały ciurkiem po jej policzku. Po chwili do pokoju wróciła Bethi.
- Chodź pomogę wykąpać się tobie - za proponowała
           Beth pomogła jej wstać. Poszły prosto do łazienki. Tam rozebrała ją i wsadziła do wanny. Potem wyszła i zostawiła Monice samą. Woda ogrzewała ciało i zmywała z niego cały ten brud. Na samą myśl o tym ponownie się rozpłakała. Nigdy nie spodziewałaby się, że może przyda żyć się jej coś takiego. Kilka minut później do łazienki wróciła Bethi. Przyniosła jej czyste ubrania.
- Gdzie jest Michael? - zapytała drżącym głosem Moni
- Czeka wraz z Ronem na policję - wyznała - Pomóc się tobie ubrać?
             Monica pokiwała energicznie głową. Wyszła z wanny i zaczęła się wycierać ręcznikiem. Beth pomogła jej w tym. Chwilę później wyszły z łazienki. Już miały wejść do jej pokoju, gdy nagle Moni zawahała się. Przed oczami stanął jej wyraz twarzy Thomasa.
- Nie dam rady tam wejść - wyszeptała po wstrzymując łzy - Nie, nie mogę.
- Nic na siłę - uspokoiła ją Bethi
             Następnie złapała współlokatorkę brata za rękę i zaprowadziła ją do pokoju Micha. W szafie poszukała koc i położyła go na łóżku.
- Chcesz się położyć? - zapytała Bethi - Michael na pewno nie będzie miał nic przeciwko.
- Tak - wyszeptała Monica
             Beth potrząsnęła głową w taki sposób jakby coś sobie nagle przypomniała. Od razu wyszła z pokoju. Dziewczyna została sama. Powoli usiadła na łóżku i położyła się. Ciągle się trzęsła. Nie z zimna ale chyba z obawy, że coś się jeszcze dzisiaj wydąży. Oczy same się jej przymknęły. Jak przez wodę słyszała, jak ktoś wchodzi do pokoju. Nie miała siły żeby otworzyć oczu.
-Widzi pan - był to głos Michaela - Ona śpi. Musi pan zrozumieć, że miała ciężki dzień.
- Rozumiem - odrzekł całkiem obcy mężczyzna - Niech w takim razie zgłosi się w poniedziałek do nas na posterunek. Musi złożyć zeznanie.
- Dobrze - zgodził się chłopak
              Zanim wyszedł, okrył dziewczynę kocem. Poruszyła się niespokojnie. Nie wyglądała dobrze. Miała podkrążone oczy i bladą cerę. Teraz wydawała się taka krucha i delikatna. Lekko pogładził ją po włosach. Następnie wyszedł z pokoju. Thomas siedział już skuty w radiowozie. Jeden z policjantów spisywał zeznanie Bethi. Po skończeniu siostra wzięła kubek z herbatą i poszła do jego pokoju. Po zapachu wy wnioskował, że musiał być to rumianek albo jeszcze jakieś inne zioło. Nie lubił takich zapachów. Beth postawiła kubek na nocnej szafce. Przez jakiś czas obserwowała Monice. Miała niespokojny i szybki oddech. Po chwili zaczęła również wiercić się. Na początku zaczęła cicho mówić. W końcu ten cichy szept przemienił się w krzyk. Musiało widocznie coś się jej śnić. Bethi szybko podeszła do niej i obudziła ją. Dziewczyna najpierw spojrzała się na nią rozkojarzonym wzrokiem, tak jakby nie wiedziała co się właściwie dzieje. Kiedy zorientowała się o co chodzi, przytuliła się do niej i rozpłakała. Bethi próbowała ją uspokoić.
- To był tylko zły sen - wyszeptała cicho siostra Michaela
- Nie - wychrypiała Monica - To było prawdziwe.
- Nic już tobie nie grozi - powiedziała Beth - Wypij to. Pomoże tobie zasnąć.
            Moni posłusznie wzięła kubek z rąk kobiety i wykonała polecenie. Bethi sprawdziła czy wypiła to wszystko do końca. Do herbaty dodała środek nasenny. Wiedziała, że nie rozwiąże on tego problemu jednorazowo lecz w tej chwili nie obędzie się bez niego, Obraz przed oczami Monic zaczął się rozmazywać. Bezwładnie opadła na łóżko. Beth ułożyła ją wygodnie oraz okryła kocem. Pod ścianą dostrzegła roztrzaskany telefon. Podniosła go. Potem wyszła z pokoju. Michael czekał na nią w salonie.
- Jak ona się czuje? - zapytał się od razu chłopak
- Nie najlepiej - wyjaśniła Bethi - Dałam jej środek nasenny. Ale nie pomoże to na dłuższą metę. Niech przez jakiś czas Moni śpi u ciebie w pokoju. Dopóki się nie przełamie przed wejściem do swojego pokoju.
- Nie ma sprawy - zgodził się
- I trzeba będzie coś zrobić z jej telefonem - dodała kobieta - Zobacz co z niego zostało.
            Mich wziął od siostry szczątki aparatu telefonicznego. Tak jak poprzednio wezbrał w nim gniew. Miał ogromną ochotę zamordować Thomasa. I gdyby nie Ron, zrobiłby to. Zły był także na siebie, Za to że nie zdążył przyjechać na czas.
- Oddam go do naprawy - obiecał
- Ja muszę już iść - wyznała Beth - Pewnie Ron czeka na mnie już w samochodzie. Jakby coś się działo, to dzwoń. Przyjadę jak najszybciej.
- Dziękuję za pomoc - powiedział zamykając za siostrą drzwi - Do zobaczenia.
              Bethi pomachała mu na pożegnanie. Przez okno widział, jak wsiada do samochodu. Był jej wdzięczny, za to że przyjechała. Nie wiedział, czy umiałby pomóc współlokatorce. To co wtedy ujrzał w jej pokoju, było dla niego wielkim szokiem i wręcz go obrzydzało. Czuł wstręt nie tyle co do Moni a do Thomasa. Do tej pory nie wiedział, jakim cudem wszedł do mieszkania.
               Reszta dnia minęła spokojnie. Kilka razy zajrzał do dziewczyny. Cały czas spała. W kuchni zrobił sobie kolacje. Niespecjalnie mu smakowała. Apetyt tak jakby wyparował. Około godziny dwudziestej drugiej poszedł się położyć. Dzisiaj postanowił spać u Moni w pokoju. Natomiast jutro rozścieli sobie w salonie. Kładąc się do łóżka, usłyszał przeraźliwy krzyk, wydobywający się z jego pokoju. Od razu do niego pobiegł. Monica wiła się w pościeli i krzyczała. Musiał ją wyrwać z tego letargu. Lekko ją podniósł i potrząsnął.
- Moni obudź się - powiedział potrząsając nią - Moni? Słyszysz?
              Dziewczyna otrzorzyła oczy. Były wielkie i przerażone. Po chwili popłynęły z nich łzy. Przez dłuższą chwilę nie mogła się uspokoić. Wtuliła się w jego bluzę i głośno szlochała. W końcu Mich przyniósł jej szklankę z wodą. Trzymała ją drżącymi rękoma.
- Już dobrze? - zapytał się niepewnie
- Tak - wyszeptała - Dziękuję.
- Posiedzieć przy tobie dopóki nie zaśniesz? - zapytał się
- Na prawdę możesz? - zapytała się z ulgą Monica
- Oczywiście - zgodził się Michael
spokojniejszy. Posiedział koło niej jeszcze jakiś czas. Ostrożnie odgarnął z jej twarzy niesforny kosmyk. Śpiąc wyglądała jeszcze bardziej niewinnie. Nie mógł przestać na nią patrzeć. Dopiero po godzinie poszedł dalej spać. To był ciężki dzień również dla niego. Może jutro będzie lepiej? Czas pokaże.

niedziela, 15 maja 2011

rozdział 1- Nowe życie ale za jaką cenę?

            To miał być jej pierwszy krok w dorosłe życie, które Monica Baten rozpoczynała. Dzisiaj właśnie wprowadzała się do nowego mieszkania. Nie wiedziała właściwie z kim będzie mieszkać. To nie było najważniejsze. Cieszyła się w gruncie rzeczy, że zamieszkała blisko pracy i dość daleko od domu zastępczego, w którym wychowywała się od około dwunastu lat. Nie miała źle w domu zastępczym. Na pewno lepiej niż w domu dziecka. Ale mimo wszystko zawsze czuła się inaczej traktowana od biologicznych dzieci jej przybranych rodziców. Opiekun przewiózł jej rzeczy poprzedniego dnia. Dzisiaj natomiast mogła swobodnie jechać od razu po pracy do mieszkania. Na klatce schodowaj wpadła na pewnego chłopaka. Miał  może tak z dwadzieścia pięć do dwudziestu ośmiu lat. Był dość wysoki. Jego czarne włosy doskonale współgrały z jego jasno brązową karnacją oraz brązowymi oczami. Nie mogła powiedzieć, że nie był przystojny bo był. Ale nie była przekonana czy był w jej guście. Mimowolnie uśmiechnęła się do niego szeroko. Po chwili namysłu odwzajemnił jej uśmiech. W milczeniu szli schodami. Zatrzymali się dopiero przy drzwiach mieszkania, które wynajmowała. Przez chwilkę mierzyli się wzrokiem.
- Przepraszam, mieszkasz tutaj? - zapytał się bez ogródek
- Tak - odrzekała - A o co chodzi?
- To będziemy mieszkać razem - wyznał uśmiechając się
             Monica spojrzała się na niego wielkimi oczami ze zdumienia. Chłopak powoli poszukał kluczy od mieszkania. Następnie odkluczył drzwi i wpuścił ją. Z uśmiechem na twarzy wszedli do środka. Kątem oka dostrzegł, jak się jemu bacznie przygląda. Była śliczna. Jej brzoskwiniowa cera i brąz włosy sięgające do ud dawały piorunujące wrażenie. A do tego jeszcze błękitne oczy. Gdy w nie spojrzał miał wrażenie że zanurza się w wodach lazurowego wybrzeża. 
- Jestem Michael Nordson - przedstawił się wieszając klucze na wieszaczku
- Monica Baten - powiedziała wyciągając rękę na przywitanie.
- Wiedziałem, że będę z kimś jeszcze mieszkać - wyznał - Ale nie sądziłem, że będzie to taka śliczna dziewczyna jak ty.
             Moni zarumieniła się a na jej twarzy zagościł uśmiech zakłopotania. Grzecznie podziekowała za komplement i szybko poszła do swojego pokoju. Przed sobą miała jeszcze rozpakowanie się oraz wstępne porządki. W kuchni usłyszała tłuczenie szkła bądź też talerzy, co oznaczało, że jej współlokator gotował. Kiedyś to był jej obowiązek w domu zastępczym. Teraz już nie musiała tego robić.
           Przez kolejne dwa miesiące mieszkanie z Michaelem nie było takie złe. Jeździli razem na zakupy. On nosił jej siatki. Naprawiał wszystko co jej się zepsuło bez słowa protestu. Nawet nie musiała go o nic prosić. Podczas ich długich rozmów dowiedziała się, że pracuje jako komendant w straży pożarnej. O pracy mówił z pewną pasją, którą można dostrzec tylko u ludzi, którzy pracują z powołania. Po pewnym czasie zaczęła dostrzegać, że za bardzo zbliża się do niego. A nie chciała z nikim się wiązać. Obawiała się bowiem, że mogłaby popełnić taki sam błąd co jej rodzice. A nie chciała żeby jej dzieci przechodziły przez to co ona. Dlatego zaczęła unikać współlokatora oraz zaczęła studiować zaocznie a wieczorami robiła kursy. Póki co wszystko było po jej myśli.
           W pewien piątek wzięła sobie wolne. Tego dnia Michael poszedł do pracy, więc mogła bez żadnych przeszkód sprzątać. Nazbierało się to wszystkiego sporo. Od pewnego czasu zaniedbywała ten obowiązek. Teraz musiała to nadrobić. Wyciągnęła z kosza na brudne ubrania całą zawartość i posegregowała na trzy kupki. Jedną turę już nastawiła. Następnie wyciągnęła odkurzacz i zaczęła odkurzać. Była tak pochłonięta sprzątaniem, że nie zauważyła, jak ktoś wchodzi do mieszkania. Z transu wyrwał ją dopiero zimny dotyk na ramieniu. Z krzykiem odwróciła się za siebie.
- Thomas - wyszeptała wyłączając odkurzacz - Co ty tutaj robisz?
             Chłopak tylko się uśmiechnął. Thomas pracował w straży pożarnej u Michaela. Był może z trzy lata starszy od niej. Dawno go nie widziała u nich w mieszkaniu. Dzisiaj nawet nie wiedziała, że przyjdzie. A poza tym nie wiedziała nawet, jak wszedł do mieszkania? Może zostawiła przez przypadek otwarte drzwi?
- Michael jest dzisiaj w pracy - wyznała - Coś się stało?
- Miałem odebrać od niego swoje filmy - wyznał - Mówił, że wiesz gdzie są.
- Nic o tym nie wiem - powiedziała Monica - Poczekaj zadzwonie do niego i dopytam się o co chodzi.
            Dziewczyna od razu poszła do pokoju współlokatora. Po drodze wzięła swój telefon i wykręciła numer. Tom poszedł za nią. Zamknął za nimi drzwi od pokoju Michaela. Kidy w końcu Moni połączyła się, wyrwał jej telefon.
- Co ty wyprawiasz? - zapytała się dziewczyna, dokładnie słyszała zmartwiony głos w słuchawce komórki - Oddaj mi telefon.
- Nie będzie już tobie potrzebny - powiedział chłopak, rzucając nim o ścianę, tak że roztrzaskał się.
- To nie jest zabawne - powiedziała z oburzeniem Monica - Przerażasz mnie.
          Tom podszedł do niej szybkim krokiem. Jedną ręką złapał ją za nadgarstek, drugą natomiast uderzył ją w policzek. Wielkimi oczami spojrzała się na niego. Nie spodziewała się tego.
- Czy to wydaje się tobie zabawne? - zapytał Thomas szarpiąc nią
- Przestań! - krzyknęła
- Ja dopiero zaczynam - odrzekł
          Jednym sprawnym ruchem przewrócił ją na ziemię. Rozkrokiem usiadł na jej brzuchu i rozerwał koszulkę. Moni zaczęła krzyczeć oraz wiercić. Ale nie przeraziło go to. Rozejrzała się dookoła. Koło szafki dostrzegła pustą butelkę po piwie. Chwyciła za nią i uderzyła nią Toma. Następnie szybko wstała na nogi i biegiem wpadła do swojego pokoju. Kiedy miała już zamknąć drzwi na zamek, poczuła silne uderzenie. Drzwi wleciały na nią. Od razu upadła. Za nimi stał Tom. nie czekając na nic chwycił ją za włosy i mocno szarpnął.
- Przestań! - krzyknęła ponownie - To boli!
- Boleć to dopiero będzie - wychrypiał przez zęby.
          Ściągnął z komody jej jedwabną apaszkę i przywiązał nią jej ręce do nogi od łóżka. Z przerażenia zaczęły płynąć Monice łzy. Musiała cokolwiek wymyślić. Bała się tego co może ją spotkać. Bez problemu pozbawił ją spodni. Teraz już nie ukrywała łez. Płynęły po całej jej twarzy.
- Błagam - wyszeptała dławiąc się słowami - Nie rób tego...
- Zamilcz! - warknął i uderzył ją w twarz
          Dziewczyna zamknęła z bólu oczy. Modliła się o ratunek. Nagle usłyszała, jak ktoś wchodzi do domu. Zaczęła krzyczeć na całe gardło. Następnie szybkie kroki zaczęły zbliżać się do nich. Do jej pokoju wpadł Michael, jego szwagier i siostra. Nie wiedząc czemu wcale nie poczuła ulgi. Jedyne co czuła to wstyd. Mich spojrzał na nią pełny oszołomienia. Otrząsnął się jednak szybko, ściągnął z niej Thomasa i wyrzucił go z pokoju. Jego szwagier nawet na nią nie spojrzał. Pozbierał ubrania Toma i poszedł za Michaelem. W pokoju została tylko Bethi. Rozwiązała ją i pomogła usiąść. Potem wytarła łzy i nałożyła na nią sweter.
- Poczekaj tu na mnie zaraz po ciebie przyjdę - powiedziła wychodząc.